ďťż
Tanit diary Bitwa o flagę 16.06.2006 - Real Hot Shi..13ta edycja - Bagdad Cafe Patch 1.23 Gridlok & MC Dino - GRAM Podcast 7 -2010/02/23 Towarzysze Bohatera NWN 2 - Shandra Jerro Uwaga - Pilne Lisie Jamy - Publiczne Przedszkole - ul. DĹuga 1 Mindless Self Indulgence - Shut Up vs Cooh - Duuure [RS] Zodiak / Zodiac (2007) *PL LEKTOR* Smurf @ Detox, Newcastle 11/11/09 (oldskool) |
Tanit diaryTo było już późne popołudnie, kiedy oblężony z każdej możliwej strony, a także z powietrza zakątek tonął z wolna w blasku zachodzącego słońca. Poranek natomiast miał być czerwony, krwawy i złowróżebny. Nie bez powodu zresztą. W samym środku tej maleńkiej wysepki zebrały się dziesiątki uzbrojonych po zęby oddziałów tako ludzi, jako ich sojuszników pod sztandarami elfów i krasnoludów. Na twarzach wszystkich gościła ponura determinacja, a każdy przybył tutaj z własnych pobudek. Wojownicy ściskali w dłoniach ostrą stal, magowie zaś powoli i z mozołem wznosili bariery ochronne wokół tych, którzy niebawem mieli przekroczyć progi dziwacznej altanki, ta zaś w rzeczywistości okazała się być portalem, a przynajmniej w pewnym sensie nim była. Oto bowiem w tym miejscu zachodziła na siebie delikatna materia planarna niczym trybiki w wielkim kole multiwersum.Między oczekującymi na rozkaz żołnierzami z wolna przechadzali się ich dowódcy, sprawdzając skrupulatnie ich gotowość, dodając im otuchy ostatnimi słowami przed ostatecznym natarciem, a także – co zdarzało się większości – wznosząc całe wręcz litanie modłów, które skutkowały dobroczynnymi osłonami wzniesionymi wokoło kolejnych grup zbrojnych. Aż wreszcie nadszedł czas, gdy ekscentryczny dowódca Legionu, którego imię Galtreth Ravagh wzniósł wysoko obie swe ręce i z mocą, głosem pełnym ociekającej nienawiści dla swych wrogów wyskandował długą litanię modlitw. Powietrze nagle stało się ciężkie od trzeszczącej energii, aż zdawać by się mogło, że wszystko wokoło na chwilę zamarło w bezruchu. Potem pośrodku wolnego miejsca między oddziałami zbrojnych z nieba buchnął promień oślepiającego snopa światła, który przez chwilę się powiększał i powiększał, aż wreszcie po paru chwilach zaczął zanikać, a zamiast niego dało się dostrzec świetliste zarysy dziwacznej sylwetki. Istota o wielkich, prawie że sześdziesięciocalowych rogach, gigantycznej wręcz wadze, a do tego uzbrojona w ostry kolec na nosie uniosła swój masywny łeb lekko ku górze, eksponując przy tym imponujących rozmiarów kołnierz zaopatrzony w kostne wypustki. Triceratops o niebiańskim rodowodzie sapnął cicho, wokoło uniósł się kurz. Potem otaczający go wojownicy, wszyscy jak jeden mąż unieśli swą broń ku niebu i każdy z nich wykrzyczał swe własne słowa zachęty przed bitewnym zrywem. Bestia najwyraźniej zachęcona takim uroczystym powitaniem mocno stąpnęła o ziemię i spięła swe krótkie nogi, by w następnym momencie całym masywnym cielskiem rzucić się w stronę altanki. Po drodze nabierając prawie że niemożliwego pędu jak na istotę o tak ogromnej wadze. Piękny dinozaur w końcu jednak zniknął w portalu, szarżując ku nieznanemu w tumanie pozostawionego za sobą pyłu i kurzu. Niedługo potem zaś nadeszła wreszcie tak długo przez wszystkich wyczekiwana komenda, na dźwięk której kolejne fale żołnierzy puściły się biegiem w stronę portalu, każdy kierując się w siwą chmurę pozostawioną przez szarżującego dinozaura. Ta jeszcze przez chwilę wirowała leniwie w gorącym powietrzu, póki nie rozwiała się zupełnie. Tymczasem po drugiej stronie miało miejsce coś, co bez mała można by nazwać piekłem. Cała altanka została wokoło otoczona ogromnymi stosami śmieci i czegokolwiek, co tylko nie było przydatne, a dało się to podpalić. Istne inferno ogarnęło ten malutki poletek ziemi, mając odciąć go od stojących o wiele dalej desperackich obrońców tego skazanego na zagładę planu. Orkowie, gnolle, ludzie, a nawet nieumarli i jeszcze kilka innych rodzajów bestii wzniosło nieco prowizorycznych fortyfikacji, które w założeniu miały ich ochronić przed nadciągającym szturmem. Wszyscy z nich pozostali tutaj, aby bronić czegoś, co miało dla nich z pewnością jakieś znaczenie, choć nikt nie miał zamiaru wnikać w psychikę prostego orka. Cóż bowiem mogłoby się w niej kryć? Z pewnością nie był to jednak sentyment. Nagle wielka góra płonącej materii zadrżała niespokojnie, gdy coś wypadło z altanki, potem zaś z dzikim łoskotem wyrżnęło w żywy ogień i posłało jego strzępy ku zdumionym obrońcom. Wielu z nich prawie że na ślepo wystrzeliło pociski z łuków i kusz w stronę dziwacznej bestii, która w pełnej szarży, poraniona, poparzona i usiana zwęglonymi kawałkami ciała wystrzeliła ku barykadom. Niemniej ten dziwaczny stwór, przez niewielu znany jako niebiański triceratops, nie pożył zbyt długo, aby wyrządzić zbyt wiele szkód. Jego bohaterski galop skończył się na pierwszej linii obrony, gdzie bestia wyrzuciła w powietrze kilku orków, paru ludzi taranując, a do tego jeszcze nadziewając na rogi kilkunastu innych obrońców. Potem dinozaur skonał, w ostatnim oddechu rozpływając się w powietrzu z równą łatwością, jak z początku pojawił się po stronie agresorów. Lecz to jeszcze nie był koniec bitwy, a wręcz dopiero jej początek. Prawdziwy chaos zaczął się, kiedy przez altankę wybiegła cała chmara odzianych w stal wojowników wielu ras, a każdy z nich niosący ze sobą zabójczą broń i ponurą obietnicę śmierci w oczach. Pośród świstu strzał i trzaskającego wokoło ognia, pośród rozbłysków magicznych piorunów i dzikiego ryku walczących oraz konających zderzyły się ze sobą dwa światy, dwa plany. Wszędzie fruwały długie strugi krwi, a posoka lała się strumieniami na ciała żołnierzy obydwu stron. Co chwilę ktoś konał i miał jedynie drobny ułamek pozostałego w oczach życia, by zmówić ostatnią modlitwę do swych bogów. Nie było w tym wiele finezji, nawet pomimo pojedynczo walczących bohaterów, którzy wyróżniali się w tym całym chaosie. Gdzieś pomiędzy walczącymi w cichym tańcu ostrza przemykał Namiestnik Nowego Aulos, przy każdym pchnięciu i cięciu posyłając do wszystkich diabłów kolejnych plugawców. Ponad polem bitwy krążyli magowie pod dowództwem Rady Konwentu, ciskając całym arsenałem swej magii w stronę pola bitwy. Ogniem, piorunem i lodem pozostawiając po manifestacji swej potęgi jedynie pozbawione życia, rozerwane na strzępy cielska potworów. Tam dalej, za kłębiącymi się orkami, dwóch dowódców – elf i krasnolud – zwróceni do siebie plecami wyrzynali wszystko, co tylko spróbowało się do nich zbliżyć, po każdym ciosie dodając kolejnego trupa do otaczającego ich już wielkiego kręgu śmierci, aż już nie dało się poznać, czy to swoi, czy to już dziki wróg. Tak obydwaj skąpani byli w szkarłacie krwi. Jeszcze gdzieś dalej łucznicy z nadludzką precyzją posyłali kolejne salwy strzał między walczących, po każdym jednym strzale powalając w objęcia Kelemvora następnego wroga. Poza tym całe centrum tej dziwnej, wręcz ponurej wersji Zakątka usiane było zarówno trupami jak i walczącymi w mnóstwie indywidualnych pojedynków istotami. Cokolwiek jednak nie zrobiliby obrońcy – ta bitwa była z góry przegrana. Można było jedynie opóźnić porażkę, bowiem zarówno liczebność, jak i wyszkolenie oraz doświadczenie i wiele innych czynników przemawiały jednoznacznie na korzyść oblegających to miejsce. I w końcu bitwa dobiegła z wolna ku swojemu końcowi, jak wszystko zresztą. Potem pozostało już tylko ogarnąć całą pożogę tego miejsca i opłakać poległych. Wszystko to nim przyjdzie właściwy czas na świętowanie. Wszystko bowiem zawsze musi mieć swoją kolej rzeczy. Po zdobyciu Zakątka przez połączone siły Nowego Aulos, Płomiennych Pięści, Wspólnoty Tel'Quessir, Cytadeli Eiverhow i Kręgu Aeris, Lord Dragan Calantar zaprosił wszystkich walczących w tej kampanii do wspólnego świętowania zwycięstwa w swoim mieście. Jeszcze przed powrotem żołnierzy, na rozkaz Namiestnika, rozpoczęto w Nowym Aulos przygotowania do uroczystej defilady. Przypominały one do pewnego stopnia te, czynione przed wizytą Księcia Eltana z Wrót Baldura, jaka miała miejsce jakiś czas temu. Oczywiście, na nieco mniejszą skalę. Niemniej, domostwa na głównych ulicach Miasta uroczyście przystrojono. Dokonano również stosownych prac porządkowych. Do samego Magistratu zaś ponownie zaproszono najlepszych kucharzy i bardów, jakich można znaleźć na terenie Lenna. Z odpowiednim wyprzedzeniem zostali uprzedzeni o planach Namiestnika Wysocy Lordowie Aeris, by mogli - jeżeli taka będzie ich wola - wziąć udział w uroczystościach jako ci, którzy odbierają ową defiladę Wojsk Aeris. Jako najwyżsi władcy tej Wyspy. Gdy już wszystko było dopięte na ostatni guzik, nastąpił uroczysty przemarsz sprzymierzonych wojsk przez Nowe Aulos. Na przedzie pochodu szli wodzowie. Jeżeli wszyscy zgodzili się udział w uroczystościach, będą to: Lord i Lady Calantarowie - dowódcy sił Nowego Aulos oraz Konwentu Wiedzy Mistycznej, Magnus Bjornson - dowódca stacjonujących na Aeris Płomiennych Pięści, poprzedni Hetman Aeris, Vasaryn z Rodu Nightstar - dowodca oddziałów szturomowych Tel'Quessir oraz członkowie Rady Elfów, Ginnar Srebrny Topór - dowódca sił Cytadeli Eiverhow, Valin - Arcydruid Kręgu Aeris oraz jeden z Lordów Aeris wraz z Sibhreachem - Starszym Zewnętrznego Kręgu. W następnej kolejności, dowódcy wszystkich pięciu Kohort Legionu Szkarłatnej Dłoni. Dalej maszerują już żołnierze. Na przedzie Circulum, II Kohorta. Legioniści maszerują czwórkami, krokiem defiladowym. Za nią w pochodzie znajdują się Płomienne Pięści, oddziały Elfie inev Krasnoludzkie. Następnie wyzwoleni w Zakątku niewolnicy i kurtyzany w uprzednio dostarczonych im z Aulos jakichś sensownych ubraniach koloru białego. Dalej legioniści Quatrum, IV Kohorty, prowadzą zakutych w kajdany pojmanych na Zakątku jeńców oraz niosących zdobyte na nieprzyjacielu łupy wojenne. Pochód zamyka Linea, I Kohorta Legionu Szafirowej Dłoni, której żołnierze maszerują w identyczny sposób, co ich towarzysze broni z IV Kohorty. Porządku w mieście pilnują zaś Triangulum i Quintum. III i V Kohorta Legionu. Dbają o to, by nikt nie zakłócał uroczystości i by defilada przebiegała bez żadnych ekscesów - w całym Mieście. Legionistów w tym zadaniu wspiera Straż Miejska Nowego Aulos oraz miejskie kamienne golemy. Na placu pod Magistratem Nowego Aulos, Dragan pozwala sobie na krótką przemowę do żołnierzy i mieszkańców Aulos... - Wasze Lordowieskie Mości, Dostojni goście, Drodzy Sojusznicy, żołnierze, mieszkańcy Nowego Aulos. Udało się nam odnieść wielkie zwycięstwo. Siedlisko zła, plugastwa i występku, jakim było owo miejsce na tak zwanym 'Zakątku' przestało istnieć. Nie będzie już ono stanowiło żadnego zagrożenia ani dla mieszkańców Nowego Aulos, ani dla nikogo, kto nazywa Aeris swoim domem. Nie byłoby ono jednak możliwe bez współpracy wszystkich czterech, podległych Ich Ekscelenjom, Lenn oraz naszych sojuszników z Płomiennych Pięści. Gdy działamy razem, nie ma żadnego niebezpieczeństwa, z którym nie potrafilibyśmy sobie poradzić, ani żadnego zagrożenia, któremu nie moglibyśmy sprostać. Zwycięstwa nie byłoby również bez oddania i męstwa, jakimi wykazali się żołnierze Aeris - ludzie, elfy, krasnoludy. Chwała zwycięzcom, biada zwyciężonym! Później, Namiestnik wraz z delegacją władz Aulos udają się do katakumb pod świątynią Pana Poranka, by złożyć przy miejscu spoczynku Aherusa, poległego kapłana Kelemvora, wieniec kwiatów oraz jeden ze zdobytych w Zakątku mieczy. Tuż po defiladzie, na rozkaz Dragana, rozdawane jest mieszkańcom Aulos jadło oraz alkohole - tak, by całe Miasto mogło świętować dzień zwycięstwa nad kryminalistami z Zakątka. Natomiast ważniejsi mieszkańcy Aeris - Wysocy Lordowie, Lordowie Aeris (w tym także i członkowie Rady Elfów i Starszy Zewnętrznego Kręgu), Mistrzowie Bitewni Konwentu Wiedzy Mistycznej, dowódcy Kohort Legionu Szkarłatnej Dłoni oraz członkowie Pionu Kryminalnego Straży Miejskiej - zostali zaproszeni na uroczysty bal w budynku Magistratu. Świętowano do białego rana przy uginających się od ciężaru wyszukanego jadła stołach a wino, piwo i duergarska wódka lały się strumieniami... Podziękowania dla XQV i Devvry za część "Po zdobyciu Zakątka..." |
||||
Wszelkie Prawa ZastrzeĹźone! Tanit diary Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||