Tanit diary
Niech Zyje Bal
Przedmieście Dubieckie - Samorządowe Przedszkole - Przedmieś
wolność
1500 PLN z okazji MÅš w RPA!
Typy Kury
Tetrahydrokso...
konfiguracja routera - problem
Defence of the Ancients
cZEk It
Hadaj typy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kuba791.keep.pl

  • Tanit diary

    "Nakuda" to próbna nazwa mojego opowiadania fantasy.
    Parê uwag na temat:
    1. Nie uwa¿am tego za "Jakie to nie jest ¶wietne, cudne, nieprzebijalne i w ogóle miodzio" lecz wrêcz PROSZÊ o krytykê popart± przyk³adami i wytyczonymi b³êdami bym móg³ je naprawiæ i nauczyæ siê "jak nie powinienem pisaæ".
    2. Tekst ten w poni¿szej tre¶ci zawiera wiele w±tków humorystycznych (przynajmniej wg. mnie ) wiêc "powinno siê" daæ go przeczytaæ na luzie. ;p

    Oto wiêc "prolog" moich 4-roletnich wysi³ków literackich Z czego "Fragmenty Legend" to takie lekkie majaczenie, wiêc piszcie czy w ogóle co¶ z tego rozumiecie. P

    Uwaga, jest to odnowiona wersja opowiadania zamieszczonego na forum jaki¶ czas temu. Ca³y tekst zosta³ przeredagowany i usprawniony, zapraszam wszystkich zainteresowanych do lektury.

    "NAKUDA"
    Damian "Dragu" Bal

    Wstêp: Fragmenty Legend.

    I.
    ..Mimo prób wszelakich nie dane mu by³o ujrzeæ ¶wiat³a dziennego, a jedynie d¼wiêk, drganie na wietrze od py³u drobin odbite, w echo i obraz chaosu zarazem dla umys³u ¶lepca obrócone...

    II.
    ..natomiast gdy otwar³ demon obie swego oka powieki wzrokiem swym obj±³ wtem ¶wiata najdalsze z ziem i mocy swej kresu zasiêgn±³ na opêtania moment i zag³êbienia korzeni swych w umys³ i cia³o ofiary z dzieciêcia mu z³o¿onej, o jednym ze zmys³ów przy poczêciu utraconym bez odzyskania wszelkiej nadziei...

    Prolog: Czê¶æ 1.

    Ze ¶ciany rozbitej na dwoje wypada³y ceg³y zalegaj±c w mroku, cichym echem sygnalizuj±c miejsce swego pobytu. Mrok, przytulna, cicha pustka, czerñ otulaj±ca ma³± sylwetkê po¶rodku komnaty. Jednak by³o to jedynie z³udzenie utworzone przez s³uch owej postaci, obraz wnet zburzony trzaskiem p³omieni. Dopiero ca³kowicie powróciwszy do zmys³ów wyra¼nym sta³o siê, i¿ pomieszczenie stoi w p³omieniach, a po ca³ym jego wnêtrzu walaj± siê porozrzucane kawa³ki gruzu ubogo zdobionych ¶cian oraz szcz±tki zmasakrowanych ludzkich zw³ok, oczywi¶cie je¶li mo¿na je jeszcze nazwaæ ludzkimi. Sposób, w jaki zosta³y zniekszta³cone nasuwa na my¶l jak±¶ wielk± bestiê, potwora rozmiarów co najmniej kilkukrotnie wiêkszych ni¿ ludzkie...
    Wzrok postaci z towarzysz±c± jej przebudzeniu powolno¶ci± osiada³ na kolejnych ocala³ych mniej lub wiêcej w ca³o¶ci cia³ach, po czym nagle zatrzyma³ siê na dr¿±cym w niewyobra¿alnym cierpieniu ¿o³nierzu, le¿±cym w bezkresnej ka³u¿y jego w³asnej krwi wyp³ywaj±cej z jego nóg, jakby w zabawie urwanych przez du¿e.. Ogromne dziecko. Gdy postaæ spostrzeg³a, i¿ jest naga podnios³a swe odzienie znalaz³szy je czê¶ciowo podarte,
    rozrzucone nieopodal, w tym samym czasie niezdarnie podnosz±c siê z ziemi. Po chwili namys³u postaæ wstaje i zaczyna chwiejnie zbli¿aæ siê do konaj±cego ¿o³nierza.
    ¯o³nierz drgaj±c ostatkiem si³ odwraca siê i spogl±da za siebie, a jego oblicze zmienia siê w maskê strachu - Ni.. nie zbli¿aj siê do mnie potworze! - wrzasn±³ staraj±c siê odepchn±æ tym, co pozosta³o z jego koñczyn. Mê¿czyzna bez namys³u rozpozna³ wy³aniaj±c± siê zza sterty gruzu sylwetkê otoczon± podmuchami py³u i kurzu, niczym porann± mg³±, sylwetkê chwiejnie zbli¿aj±cego siê ma³ego ch³opca..

    *******

    Ciszê, w której zalega³a skryta w mroku komnata, przerwa³ nagle odg³os kropli z pluskiem uderzaj±cej w ka³u¿ê posoki. Kolejna kropla krwi powolnie sp³ynê³a z brody beznogiego jeñca, na ustach którego malowa³ siê obraz mieszanego obrzydzenia ze strachem. ¯o³nierz ten wiedzia³, i¿ s± to prawdopodobnie jego ostatnie chwile, gdy odkrztusi³ krwi± jego g³owa opad³a zwiesiwszy siê niemal bezw³adnie na skrêpowanym sznurami ciele. Kolejna kropla krwi rozprys³a siê w gêstej ka³u¿y poszerzaj±c j± na tyle by pochwyci³a promieñ ¶wiat³a i o¶wietli³a stoj±c± przed jeñcem nisk± postaæ, o twarzy ukrytej w cieniu workowatego kaptura. W uszach ¿o³nierza zadr¿a³ szept jego oprawcy, którego wargi skrzywione skrajnie szaleñczym u¶miechem po chwili rozja¶ni³ ¿ar p³omienia. Szyderczo u¶miechniêta postaæ szarpi±c wiê¼nia za w³osy niczym zepsut± zabawkê podnios³a jego g³owê tak, aby spotka³y siê ich spojrzenia. Z ust drêczyciela wydoby³ siê szorstki, zupe³nie nie pasuj±cy do postury nastoletniego ch³opca g³os - Mów¿e.. nim stracê cierpliwo¶æ! - na te s³owa wiêzieñ zapragn±³ ukazaæ swym spojrzeniem, ¿e nie porzuci³ jeszcze swej dumy, jednak jêkniêcie jakie z siebie po chwili wyda³ zburzy³o ca³y, przywo³any resztkami si³ wizerunek. - Za.. bij.. mnie.. wreszcie.. - zacz±³ wolno nie porzucaj±c swej dumy - ..i tak.. nic ze mnie nie wyci±gniesz... - jednak ch³opiec widz±c, jak burz± siê pod jego naciskiem resztki duszy jeñca, ledwo st³umi³ nieodpart± chêæ wy¶miania go bêd±c przepe³nionym satysfakcj± - Je¶li chcesz szybko umrzeæ odgry¼ sobie jêzyk bo je¶li nic nie powiesz, czeka Ciê taki koniec.. - wyszepta³, po czym zbli¿y³ p³omieñ w tajemniczy sposób utrzymuj±cy siê nad powierzchni± jego lewej d³oni do twarzy jeñca, która powoli przeistoczy³a siê w wyraz potêpieñczego strachu. P³omienny blask na przera¿onej twarzy wiê¼nia zgas³ po chwili, jednak jego mina bynajmniej nie przedstawia³a radosnego wyrazu, jedynie oczy jego pop³ynê³y dr¿±co i niepewnie ku oczom prze¶ladowcy. To by³o ostatnim co powstrzymywa³o m³odzieñca od ¶miechu, gdy to ujrza³, zacz±³ d³awiæ siê ¶miechem. Jednak gdy ju¿ opanowa³ siê, rozbawionym g³osem podj±³ przes³uchanie - Wiesz co? - zapyta³ - Dam Ci chwilê czasu do namys³u. - Na pstrykniêcie palców rêkaw prawej rêki ch³opca podtrzymuj±cej w tym momencie szyjê jeñca w tajemniczy sposób zaj±³ siê ¿ywym ogniem, z ka¿d± chwil± p³on±³ coraz to bli¿ej g³owy ofiary. Szaleñstwo ¿o³nierza siêga³o jednak zenitu, a wyrazu jego twarzy nie da³o siê ju¿ sklasyfikowaæ jako normalnego. - Przestañ! - pe³en ¿a³o¶ci wrzask niedosz³ego stra¿nika rozbrzmia³ echem w korytarzu, znajduj±cym siê za otwartymi drzwiami ma³ej izdebki, w której odbywa³y siê tortury prowadzone przez ma³ego, niepozornego ch³opca o minie przedstawiaj±cej teraz wyra¼ne zadowolenie, przynosz±c na jego twarz bardziej obraz dziecka radosnego z powodu rozwi±zanej ³amig³ówki, ni¿ z rozbrojenia z wszelkich nadziei na wpó³ przytomnego wiê¼nia. Szaleñczy u¶miech znika jak zdjêta maska - To jak zakoñczymy tê sprawê?.. - podj±³ - Czy bêdziesz ju¿ mówi³? - oprawca niemal wykrzycza³ po³owê s³ów - ..Dobrze.. - odpar³ umieraj±cy mê¿czyzna dysz±c nienaturalnie. Twarz ch³opca ponownie zmieni³a siê nagle jak w kalejdoskopie, lecz tym razem ten zacz±³ promieniowaæ powag±, niczym wielki, sêdziwy mêdrzec. P³omieñ znika w smudze czarnego dymu a na rêce ch³opca nie pozostaje ¿aden ¶lad po oparzeniach a jedynie pier¶cieñ na jego palcu ja¶nieje magmowym ¿arem, jeniec zauwa¿a to lecz nie ma ju¿ si³y by dziwiæ siê owemu, niecodziennemu zjawisku. Tak te¿ ¿o³nierz zacz±³ mówiæ do ch³opca, jego wzrok by³ ju¿ nieobecny, a gdy ch³opiec zada³ mu ostatnie pytanie mê¿czyzna pad³ bez ¿ycia. - Cholera.. - rzek³ ch³opak sykn±wszy - Przesadzi³em.. - gdy wiêzy opad³y, oswobodzone cia³o w nie³adzie spoczê³o na ziemi a m³ody kat z³o¿y³ d³onie w modlitwie.

    *******

    Wokó³ pe³no miejsc bez ¶wiat³a, wokó³ pe³no cia³ bez duszy..
    Pojedynczy promyk ¶wiat³a opad³ na wieko okutej ³añcuchem kamiennej trumny, jednak po chwili zgas³ przes³oniêty karze³kowat± sylwetk±, schodz±c± po schodach. Niska postaæ stoj±ca ju¿ przy prowizorycznym o³tarzu, niespiesznie siêga³a rêk± w kierunku metalicznie po³yskuj±cej srebrnej k³ódki. K³ódka niemal¿e natychmiast stopi³a siê w d³oni, niczym ¶wieczka pod napieraj±cym na ni± strumieniem ognia, a ³añcuchy dot±d czyni±ce otwarcie trumny niemo¿liwym, z brzêkiem, pos³usznie opad³y na kamienn± posadzkê.
    Po chwili oczekiwania na efekt swej wyczerpuj±cej pracy zniecierpliwiony oswobodziciel sam otwar³ ju¿ uwolnione spod ciê¿aru pozosta³ych ³añcuchów wieko i rzek³ - Powstañ, za d³ugo ju¿ spa³e¶.. - Z trumny wy³oni³ siê ros³y mê¿czyzna o licu bladym niczym ksiê¿yc odbity od niezm±conej tafli jeziora i o równie blado-srebrzystych w³osach opadaj±cych pojedynczo na wieko odsuniête na tyle jedynie, by z³amaæ ciê¿ar krêpacji ciasnego wiêzienia. Wyzwoliciel mê¿czyzny obróci³ siê momentalnie ku ¼ród³u o¶lepiaj±cego strumienia ¶wiat³a, które miast rozja¶niæ pomieszczenie, nadawa³o otaczaj±cemu je mrokowi jeszcze wiêksz± gêsto¶æ i nieustêpliwo¶æ. Twarz jego wnet sta³a siê wystarczaj±co wyra¼na, by stwierdziæ powa¿ne obra¿enia czaszki. Krew, która zabarwi³a mu oko na ró¿owawy kolor jaki¶ czas temu porzuci³a swój upór i poddawszy siê ¶wie¿emu powiewowi wiatru wêdruj±cemu przez lochy, pozostawi³a za sob± jedynie rudaw± smugê ci±gn±c± siê wzd³u¿ nosa ch³opca. Pó³ jego twarzy okrywa³a gêsta grzywa zlepiona resztkami upartej, lepkiej substancji, a lewe poliko dzieli³a blizna siêgaj±ca od k±cika szczêki, niemal do dolnej powieki, jednak blizna nosi³a na sobie piêtno czasu, a s±dz±c po wiekowo¶ci twarzy ch³opca móg³ j± nabyæ we wczesnych latach swego dzieciñstwa. Pod jego górn± warg± widocznym sta³ siê kie³, krótszy ni¿ u wampira lecz d³u¿szy ni¿ u ludzi i pó³bestii, bez w±tpienia ch³opak nie by³ zwyk³ym "humanoidem". Jego ¼renica niemal emanowa³a zieleni± sprawiaj±c± wra¿enie przeplatanej z³otymi "kropelkami", a skóra mia³a bardziej ¿ywy kolor ni¿ u jego towarzysza. Siedz±cy jeszcze w trumnie towarzysz o bladym licu i w³osach o srebrzystej barwie mia³ poci±g³± twarz, choæby specjalnie dopasowan± szablonowo do reszty cia³a, oraz dwa sztyletowate wystaj±ce z ust k³y sugeruj±ce wampirze pochodzenie, jednak jego szare ¼renice wskazywa³y na to, i¿ nie jest pe³nokrwistym wampirem lecz wampirem pó³krwi. Ch³opiec pomimo powa¿nego, niemal drwi±cego wyrazu twarzy, pod nieczu³± mask± ca³y czas ukrywa³ jedynie trawi±ce go w±tpliwo¶ci na temat tego, co wydarzy³o siê w czasie, gdy on sam by³ nieprzytomny - Hej, Al! - rzek³ wreszcie - Wstawaj ju¿! Móg³by¶ mi ³askawie wyt³umaczyæ, co siê tutaj sta³o? - pogoni³ niecierpliwie swego rozleniwionego towarzysza - Jak Ty to zrobi³e¶? Je¶li dobrze pamiêtam, to Ciê przygwo¼dzili, a pomimo tego na górze jest dos³ownie krwawa ³a¼nia! - Mina ch³opca z³agodnia³a po tych s³owach, bardziej wyra¿aj±c teraz troskê i obawy... bardziej.. jak u cz³owieka.. Al, jak nazwa³ swego towarzysza ch³opiec, wyra¼nie zaskoczony tym pytaniem zacz±³ sw± odpowied¼ od pog³adzenia ch³opca po g³owie, jakby szukaj±c czego¶, jednak ten natychmiast da³ po sobie poznaæ, ¿e nie lubi takich nader opiekuñczych odruchów odrzucaj±c rêkê towarzysza - Hej, co robisz? - sykn±³ ch³opak. Al po chwili namys³u u¶miechn±³ siê drêtwo, najwidoczniej zadowolony ze swej trafnej analizy - Znowu dosta³e¶ po g³owie i straci³e¶ przytomno¶æ? - powiedzia³ stopniowo zni¿aj±c ton mê¿czyzna - M.. mo¿liwe.. nic nie pamiêtam.. Ale ty to nie¼le musia³e¶ sobie radziæ! Zosta³y same pogorzeliska, choæby przetoczy³a siê tam jaka¶ bestia! - oblicze ch³opca wyra¿a³o coraz bardziej szczery lecz wci±¿ skrywany podziw - Taa.. - zacz±³ ponownie srebrzystow³osy - Bestia.. ¿eby¶ wiedzia³.. - na twarzy wypytywanego pó³wampira ukaza³a siê dziwna ekspresja, przypominaj±ca raczej odrêtwienie miê¶ni twarzy, ni¿ jak±kolwiek normaln± minê - Co¶ mówi³e¶? - zapyta³ zaciekawiony t± min± ch³opak - Ech, m³okosie... Pamiêtasz gdy kiedy¶ wspomina³em ci o.. - zacz±³ znowu mê¿czyzna, jednak nie zd±¿y³ skoñczyæ swej wypowiedzi - ..o bestii, która nas prze¶laduje? - przerwa³ mu ch³opiec - Tak, pamiêtam..- podj±³ zapewniaj±c zrozumienie sytuacji - I niby mam uwierzyæ w twoj± bajkê, ¿e zawsze gdy stracê przytomno¶æ, wychodzi z ukrycia by podwêdziæ nam najlepszy ³up? Daruj sobie.. nie dla mnie takie bajki.. - napuszy³ siê, po czym odwróci³ plecami do towarzysza - A co by¶ mu zrobi³, jakby to by³a prawda i spotka³by¶ go na swojej drodze do skarbu? - powiedzia³ pó³¿artem mê¿czyzna - Czy to nie oczywiste? Nakopiê mm... Nakopa³bym mu, gdybym go tylko spotka³! - spu¶ci³ g³owê ¶wiadom pomy³ki, która go zdradzi³a - Hahah.. jednak mi wierzysz! - zadrwi³ pó³wampir - Dobra, dobra, idê za³atwiæ stra¿ników! - ch³opak usi³owa³ zmieniæ temat jednak mê¿czyzna zatrzyma³ go pochwyciwszy za ramiê - Czekaj D. Ja to zrobiê.. - powiedzia³, a w jego g³osie by³o co¶, co nie pozwala³o siê mu przeciwstawiæ, przynajmniej nie komu¶ z "ni¿szej klasy". Ch³opiec, choæ z pewnym oporem, podda³ swoje zamiary z w³asnej woli - Ech.. najlepsze k±ski zawsze dla Ciebie? I ile razy Ci mówi³em, ¿eby¶ mnie tak nie nazywa³? - ch³opiec wydawa³ siê byæ oburzony tym faktem lecz jego twarz wyra¼nie zaprzeczy³a temu przybieraj±c rozbawiony wyraz - No ju¿, przestañ grymasiæ m³okosie! Jestem g³odny.. a oni wygl±daj± na "po¿ywnych".. - odrzek³ mê¿czyzna znikaj±c w cieniu nic wiêcej ju¿ nie mówi±c, nie musia³ zreszt± tego robiæ, gdy¿ jego u¶miech tu¿ przed znikniêciem, niczym zwierciad³o ca³kowicie zdradza³ jego zamiary. Straciwszy go z oczu ch³opiec siad³ na trumnie pogodziwszy siê z odebraniem mu ofiary - Jak zwykle. Chocia¿ poka¿ im co potrafisz nim zgin±. - powiedzia³ przyjmuj±c wygodniejsz± pozê - Jasna sprawa.. - powiedzia³ g³os z odleg³ego cienia, na tyle cicho, by nie zosta³ wykryty przez swe niczego nie¶wiadome ofiary.

    Dwaj mê¿czy¼ni niedbale objuczeni ¶redniej wagi pancerzem, stoj±cy przed wrotami budynku zdawali siê byæ znudzeni swoimi obowi±zkami na tyle, by zaczepiaæ niewiasty przemykaj±ce nieopodal o tej pó¼nej ju¿ porze. Wyra¼nie nietrze¼wym g³osem zbere¼n± balladê zanuci³ do przechodz±cej dziewczyny m³odszy mê¿czyzna, widocznie niedo¶wiadczony w tego typu sprawach, po czym zosta³ potraktowany jak powietrze.
    Mrok budynku nie budzi³ w nich niepokoju, nie byli jednak ¶wiadomi, i¿ dok³adnie w tym momencie spogl±da na nich wzrok, który widzi wszystko nawet w tak± ciemn± noc jak ta.
    W g³êbi korytarza rozleg³ siê g³uchy ³oskot kroków podkutych butów, lecz prêdko przerodzi³ siê w szelest nim stra¿nicy byli w stanie zauwa¿yæ ha³as. M³odszy, piegowaty mê¿czyzna po nieudanych podbojach, niemal ju¿ usypia stoj±c oparty o ¶cianê. Starszy, brodaty najemnik, ca³y czas przemawia do m³odego, poucza go, przekazuje swoj± cenn± wiedzê, jednak s± to ju¿ jedynie pijackie przechwa³ki, a jego kompan ju¿ dawno rado¶nie bulgocz±c co¶ jeszcze pod nosem w koñcu zapad³ w g³êboki sen. Mê¿czyzna mia³ pewne do¶wiadczenie. Jakim¶ cudem lub z woli ³owcy, ucho tego zwyk³ego cz³owieka wy³apa³o przeci±g³y szmer. Wzdrygn±³ siê, jednak wci±¿ nie dawa³ po sobie poznaæ, ¿e co¶ zauwa¿y³. Ba! Oszuka³by tym niejednego zawodowca w swym fachu. Jednak nie dowiemy siê czy by³a to dusza prawdziwego ¿o³nierza, czy jedynie pijackie otumanienie. Brodacz przegrywaj±c z ciekawo¶ci± podejrzliwie spojrza³ w mrok za plecami wspó³stró¿a.
    A ju¿ za m³odu wszystkim pacholêtom ich babki wpajaj±, ¿e ciekawo¶æ jest pierwszym do piek³a stopniem...

    *******

    Mê¿czyzna ni st±d ni zow±d zamar³ w grymasie strachu, ostatnia przechodz±ca po placyku dziewuszka pewnie pomy¶la³a, i¿ starzec ma omamy od gorza³ki i skwitowa³a ten widok cichym chichotem, lecz rozbawienie tej¿e niewiasty przerodzi³oby siê w co¶ czego jeszcze nigdy najprawdopodobniej nie odczu³a, gdyby tylko zajrza³a wg³±b mroku z³owieszczego dworku, którego ów m±¿ pilnowa³ tak dzielnie.

    Mê¿czyzna trwa³ w bezruchu, a mo¿e by³ to parali¿ strachu? Spogl±da³y nañ szare, bezdenne ¶lepia przes³oniête pojedynczymi srebrzystymi w³osami. Gdzie¶ w umy¶le, niczym p³omyk nadziei po¶ród nieprzeniknionego mroku, zatli³a mu siê my¶l, by obudziæ m³odszego druha lecz zdaje sobie szybko sprawê z tego, i¿ nie jest w stanie wykrztusiæ z siebie nawet jednego s³owa, ów p³omyk nadziei ga¶nie bezpowrotnie. Padaj±cy na stra¿nika parali¿uj±cy zmys³y wzrok niespodziewanie ustêpuje, daj±c mê¿czy¼nie trochê dystansu. Najemnik wci±¿ przera¿ony doskakuje nie trac±c czasu do m³odszego mê¿czyzny, lecz ponownie zamiera w akompaniamencie ¶wistu stali, tym razem nie ze strachu lecz z cierpienia.. Cierpienia, które trwa³o jedynie u³amek sekundy, niczym mu¶niêcie ¼d¼b³em trawy..
    M³odszy stra¿nik budzi siê nagle podejmuj±c larum, biedak my¶la³, ¿e kto¶ go oplu³ "z braku, jego maæ szacunku", jednak spostrzegaj±c, i¿ to co oblepia mu oczy to nie ¶lina staje jak wryty spogl±daj±c na bladego druha - Hej! Co Ci jest?.. Co do licha? - m³odzik milknie, gdy nagle na twarzy Starszego mê¿czyzny ukazuje siê uko¶na czerwona linia a obok w pó³mroku widaæ b³ysk opuszczanego kawa³ka stali. Oczy martwego ju¿ stra¿nika powêdrowa³y ku górze eksponuj±c swe bia³ka. Gdy m³odszy stra¿nik równie¿ podniós³ wzrok spostrzeg³, i¿ g³owê mê¿czyzny trzyma d³oñ w rêkawicy, rêkawicy bladordzawej od krwi. Twarz starszego wartownika rozwar³a siê wzd³u¿ czerwonej linii niczym pysk wê¿a tu¿ przed schwytaniem swej zdobyczy, a jej dolna czê¶æ wraz z reszt± cia³a leniwie opad³a na ziemiê w akompaniamencie brzêku pancerza. Z tego co kiedy¶ mo¿na by³o nazwaæ g³ow± najpierw bucha³a, a po chwili poczê³a spokojnie wyp³ywaæ brunatna krew podryguj±c i pulsuj±c rado¶nie, niczym sok z rozgniecionego owocu. Krople krwi starszego mê¿czyzny sp³ynê³y po przera¿onym obliczu jego druha. Wzrok m³odego stra¿nika ponownie powêdrowa³ w górê zatrzymuj±c siê na bladym licu stoj±cego doñ czê¶ciowo ty³em wampira, teraz zlizuj±cego krew wyciekaj±c± z górnej czê¶ci rozp³atanej czaszki. Wtem spad³ na niego ciê¿ki wzrok szarej niczym popió³ ¼renicy skrytego w mroku oprawcy, a wartownik poczu³, ¿e przepe³nia go uczucie wrêcz obezw³adniaj±cej bezsilno¶ci.. Uczucie, którego jeszcze nigdy nie do¶wiadczy³, którego nie móg³ do¶wiadczyæ i prze¿yæ poznawszy je. Rêka trzymaj±ca czaszkê opad³a powoli, pó³wampir wyszed³ z ciemno¶ci w ¶wietle ksiê¿yca prezentuj±c siê w ca³ej swej okaza³o¶ci, dosun±³ swe ostrze do pochwy nastêpnie spod p³aszcza dobywaj±c krasnoludzki rewolwer. Krwiopijca zamkn±³ oczy, to wystarczy³o, by stra¿nik wyzwoli³ siê spod czaru w ge¶cie jego dobroci, a mo¿e raczej czystej ciekawo¶ci da³ mu ostatni± szansê. Jednak stra¿nik ani my¶la³ wyraziæ chêæ do ucieczki, têpym ruchem doby³ miecza i jedyne co rzek³ to - Giñ! - wymierzywszy cios pó³torarêcznym ostrzem w pier¶ wroga. Wampir gwa³townie otwar³ oczy, niczym brutalnie wyrwany z b³ogiego snu na co miecz ¿o³nierza, niczym kukie³ka poci±gniêta za sznurki zatrzyma³a siê na ¿elaznym okuciu jego rêkawicy - Jeste¶ odwa¿ny.. albo g³upi. - Po minie stra¿nika wyra¼nie widaæ by³o, i¿ zd±¿y³ porzuciæ wszelk± nadziejê oraz chêæ do walki. Z jego ¶lepi zia³ szaleñczy trans - Nie! Zostaw mnie! Oszczêd¼.. - w agonii i nacisku zimnej jak stal woli upuszcza miecz. Wampir niemal nie przej±³ siê jednak wrzaskami ofiary, jego twarz wykrzywi³a siê jedynie miast dotychczasowego rozbawienia przywo³uj±c ekspresjê przejmuj±cego obrzydzenia - Jednak nie jest Ci dane kroczyæ po tym ¶wiecie jako jeden z nas... Giñ, a dusza twoja niech nie k³opocze ¿ywych.. - ...

    Odg³os wystrza³u rozleg³ siê po okolicy nios±c ze sob± brunatn± chmurê deszczu. Stra¿nik wykrwawiaj±c siê przez dziurê w napier¶niku upad³ na ziemiê ju¿ bez s³owa.. - Spoczywaj w pokoju.. - rzek³ Wampir znikaj±c w cieniach budynku, a po chwili równie¿ zw³oki jego ofiar zostaj± powoli wci±gniête w otch³añ mroku pozostawiaj±c za sob± jedynie ogromn± smugê rozmazanej na kamiennej posadzce krwi. Po zaledwie kilku minutach ucztowania wampir wychodzi z budynku ze swym kompanem u boku. M³odzieniec wydawa³ siê byæ niezmiernie rozbawiony ca³ym zaj¶ciem - Ale sieczka, niedobrze siê robi na sam widok. - rzek³ rozcieraj±c piêt± ka³u¿ê krwi zgromadzon± pomiêdzy kamiennymi blokami jednocze¶nie chichocz±c rado¶nie - Tylko kto nam t± masakrê op³aci?.. Chod¼, zleceniodawca nie mo¿e czekaæ.. - rzek³ mê¿czyzna ³api±c siê w obawie za g³owê - Racja.. Racja... - przytakn±³ mu obojêtnym tonem ch³opak.

    *******

    Przed zamo¿nym dworem, w³a¶ciciel którego, musia³ mieæ niema³e dobra w swoim posiadaniu by to wszystko utrzymaæ, sta³ ch³opak z grzywk± okrywaj±c± praw± po³owê jego twarzy. M³odzik stara³ siê ws³uchiwaæ w g³os ptaków ignoruj±c odg³osy wydobywaj±ce siê z domostwa. - Co? - rozleg³o siê nagle - Ty parszywy oszu¶cie! Wiesz ile ju¿ jeste¶ mi winien? - Po wykrzywionej przeczuciem zagro¿enia twarzy ch³opca sp³ynê³a kropla potu, a gdy ten us³ysza³ g³o¶ny trzask drzwi odruchowo przymkn±³ oko. Al, który wyszed³ z domostwa zdawa³ siê a¿ kipieæ z³o¶ci±, co bardziej ni¿ zamartwiaæ zdawa³o siê bawiæ m³odego "D." - I co Al? Zap³aci³? - zadrwi³ ch³opiec - Da³ kolejne zadanie.. Ale co z tego, skoro pewnie i tak znowu nie zap³aci! - wrzasn±³ rzucaj±c m³odzieñcowi sflacza³± sakiewkê - Idziemy Doragu! - na co ch³opiec odpowiedzia³ serdecznym ¶miechem - Jasne! - Doragu zarzuci³ na ramiê plecak, po czym obaj opu¶cili plac otoczony ogrodem egzotycznie ubarwionych ró¿.

    Koniec.
    Ci±g Dalszy w Rozdziale I.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Tanit diary Design by SZABLONY.maniak.pl.