ďťż
Tanit diary zna ktos szkole sztuk walki w holandii(okolice utrechtu)? Zajecia z Filipinskich sztuk walki - Modern Arnis Wrocław KUMDO - koreańska sztuka walki mieczem - seminarium OBÓZ SPORTÓW WALKI MAZURY 2007 Nauczyciela walki wręcz poszukuję Trening sztuk walki na wakacjach Szkoła walki Tsunami Moje typy Zobacz! Forum Bukmacherskie - bukolandia.pl |
Tanit diaryNad horyzontem zawodziły ptaki. Zapowiadała się noc długa i ciężka, jedna z wielu tych nocy, które Aeris wspomina z gniewem i zaciśniętymi pięściami. Wpatrując się w mrok, możesz odnaleźć rzeczy, których widzieć nie chciałbyś za żadną cenę.To była jedna z takich nocy. Lekkie stopy istoty przemykały po ściółce delikatnie, nie krzywdząc ziemi, lecz ze wszech miar ją miłując. Istotą ową był półdrow o hebanowej skórze, którego imię brzmi jak echo krzyku. Sibhreach, Sibhreach... Towarzyszył mu jeszcze ktoś. Lity jak drewno, spokojny jak świt druid, odgarniający raz po raz kosmyki ciemnych włosów, które przysłaniały mu oczy, i tak ograniczane nieco spektrum lśniącej maski. - Silvanusie - szepnął Valin Silverwood - Chroń nas. Chroń tej ziemi. Półdrow uśmiechnął się gorzko. - Dobrze było Cię znać, Valinie - odparował, zdejmując z kołczanu długą, smukłą strzałę - Mamy gości. Czaiły się tu już od dawna. Przemykały leśnymi ostępami, rozchichotane i złe, bo groźne, bo mordercze i paskudne. Oczy miały czerwone, zęby długie, skórę cuchnącą siarką. Wołały do burzy i do otchłani, z której przybyły. A gdy ta ich wypluła, zaatakowały Las Przybrzeżny robiąc to, co potrafiły najlepiej. Wszelako niszcząc oraz mordując, spełniały swój obowiązek wobec nicości. Nie przypuszczały, z jak zaciekłym oporem się napotkają. O nie, przyjaciele! Opór jest tym, co pozwalało Kręgowi przeżyć to wszystko. A gdy ziemia zadudniła od kroków, natura odpowiedziała. Odpowiedziały też nieco bardziej pragmatyczne i zdecydowanie mniej patetyczne wezwanie Sibhreacha, wezwanie świszczących strzał, które powalały wszelkie odstępstwa od normy. A gdy ściółka usłała się czarną krwią demonów, na horyzoncie zamajaczyły statki i Krąg pojął, że jest zgubiony. Do czasu. Kobieta miała skórę gładką, ale oczy skośne i uważne. Miała no-dachi przy pasie i czerwoną, piękną zbroję. Miała ze sobą ogień. Wszyscy, którzy znajdowali się w jej towarzystwie, wiedzieli o tym. - Zaatakują Krąg - ogłosił ktoś z grupy - Są statki... dwa... nie, trzy! Przepiękna elfka o czarnych włosach zerknęła tylko i przyłożyła palce do ust, spoglądając na morze. Po chwili, wespół z magiem w białej todze posłali w stronę statków krzyk i zaśpiew, magię i śmierć. Rozpętała się burza; och, dawno takiej nie było, o deszczu, który cuchnął, zimnym deszczu. Kiedy statki zeszły na ląd, spotkały się z oporem. Ze wsparciem, które przyszło do Kręgu, bowiem przyjaciele nie zapominają, a wrogowie powinni się lękać. Powiadają, że znaleźli się tam przedstawiciele miejskiego Magistratu nawet (a był tam przecież i sam Lord Namiestnik); kapłan Ilmatera, owa wzmiankowana elfka, blondwłosy mag Konwentu i kobieta o urodzie egzotycznej, która z naturą jak powszechnie wiadomo, była za pan brat. Smukłe strzały elfa Salavara goniły naprędce strzały Sibhreacha. Rozpoczął się wyścig o życie; gonitwa o przetrwanie, co odniosła sukces. Wróg został zepchnięty, ziemie Kręgu po raz kolejny wypełniły się desperacją samej natury, kiedy Valin Silverwood i jego półdrowi towarzysz wołali do lasu o pomoc. I było to zwycięstwo. Choć, jak się wkrótce miało okazać - nie na długo. Na horyzoncie majaczyły kolejne statki, jednak mroczne i ciche, kierowały się gdzie indziej. Dłoń, która je wiodła, nie była dłonią człowieka. O, nie. W żadnym wypadku. - Gdzie płyną? - spytał ktoś, a twarz Lorda Namiestnika przecięła się niepokojem. - O, nie... tylko nie to... - odpowiedział niejasno. Gdy statki zmierzały w stronę Nowego Aulos, wspierający Krąg ruszyli tam tak szybko, jakby goniły ich demony z samego dnia Otchłani. I była to, przyjacielu, racja bez mała! Szybkie stopy Larsa Bearema, który obiegł naprędce wyspę, dotarły z powrotem do stolicy, by ujrzeć jak czarne żagle powiewają tak blisko brzegu. I choć magia przywiodła Namiestnika oraz jemu towarzyszących szybko, wiadomym było, że trudny to będzie bój. Zaraz zebrał się Legion, zaraz pojawili się na namiestniczy rozkaz kapłani. Obrona przygotowywana była od dawna, plan godny sług Czerwonej Rycerki. Awanturnicy, którzy mu towarzyszyli, również byli gotowi. Nie opadł jeszcze pył po bitwie na ziemiach Kręgu, gdy nadeszła bitwa o port Nowego Aulos. A trzeba przyznać, że dołączyli następni, niektórzy o wielkich umiejętnościach i potędze. Jak Hagef choćby, którego obecność tchnęła nieco nadziei w marynarzy, w panice próbujących utrzymać swe statki w ryzach portu podczas straszliwej burzy. Umiejętności Yuriko pozwoliły powstrzymać wraży napad; jednak nie na długo. Podczas, gdy z cieni wydostawały się kute na zimno ostrza Lorda Namiestnika, podczas gdy kohorty Legionu wespół z dwoma potężnymi golemami chroniły pomost, awanturnicy nie pozwolili drugiej fali dostać się do miasta. Sprytne były ostrza łowcy Larsa, potężny był miecz Hagefa, a magia Konwentu i egzotycznej wu-jen ocaliła niejednokrotnie tych, którzy w mieście się znajdowali. Przebili się więc przez potwornych pustoszycieli, skrzydlate sukkuby i ich straszne pomioty, pokonano korsarzy oraz jaszczury. A gdy z mroku wychynęli niewidzialni łowcy serc, padli zaraz pod naporem ostrzy. Choć napastnik był zaciekły, Aulos znało już takich jak oni i nie przepuściło ich dalej. Bitwa, mimo przelanej przez obrońców krwi, była zdecydowanie wygrana. - Mard - odkaszlnął z ziemi blondwłosy mężczyzna, uśmiechając się do sługi Ilmatera. Ten zaraz wsparł go leczniczą magią. - W zasadzie to padło trzech - arcykapłan przerażającego boga zemsty Hoara, Galtreth Ravagh, pełniący obowiązki Legata, starł krew z miecza - Tamtych więcej, i wcale dobrze. Lord Namiestnik skinął ponuro głową, po czym rozdał resztę dyspozycji... Mroczne statki utonęły. Ale spokój nie nadszedł i nie nadejdzie. Pomiot Otchłani ciągle znajduje się na wyspie... |
||||
Wszelkie Prawa ZastrzeĹźone! Tanit diary Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||