Tanit diary
Zakłady na gole - betandwin
21.04.2009 Klub Park Warszawa
CJ's Grooves Live Mix @ 15.03.2010 Urban Impulz Radio
Perfect Combination & MC Tonn Piper Kmag mix-March 2001
NOWIUTKIE BREJKI NA SPRZEDAÅ» - TANIOOOO !!!!!!
Typy by Wrona
Rozdawnictwo Kontrolowane, vol.9
Orzechówka - Przedszkole - Orzechówka 5
SPRZEDAM sluchawki bezprzewodowe SENNHEISER RS-120
Norica Match 4,5 mm
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kuba791.keep.pl

  • Tanit diary

    (Fabu³a do tego fan fika, powsta³a ju¿ do¶æ dawno, jako baza dla doujinsh’a/jêz. Ang./, którego nadal mo¿na przeczytaæ na moim koncie na devianart. W koñcu postanowi³am go przekszta³ciæ na opowiadanie, czego to efekt macie przed sob±. W przeciwieñstwie do wiêkszo¶ci fan fików na tej stronie, nie opisujê przysz³o¶ci naszych bohaterów. Jest to /jak okre¶li³aby RedHatMeg/ Fan Filler, który nie bêdzie problemu odnie¶æ do konkretnych wydarzeñ. Jest to mój drugi fan fik /pierwszy w ¶wiecie OP/, wiêc proszê o wyrozumia³o¶æ.
    Zapraszam do przeczytania tego fika)

    Dru¿yna S³omianych Kapeluszy opu¶ci³a bezpiecznie miasto ‘gdzie wszystko ma swój pocz±tek i koniec’ – Logue Town, i skierowali siê ku Mountain Reverse aby dostaæ siê do Grand Line. Niestety sztorm nie sprzyja³ ich podró¿y, ale za to uniemo¿liwi³ pogoñ marynarce, a w szczególno¶ci Smoker’owi, z którym to Luffy nie mia³ szans. Mimo to, nie bacz±c na pogodê, odprawili ¯eglarsk± Ceremoniê, jak przysta³o na prawdziwych piratów. Nie dostrzegli oni jednak cienia, który pojawi³ siê na bocianim gnie¼dzie, a który powiedzia³:
    - Wybra³em was. Przygotujcie siê. YUME YUME NO NIGHT HEART!
    Gêsta mg³a zakry³a pok³ad Going Merry.
    - Co siê dzieje? To jaka¶ anomalia. – Krzyknê³a Nami.
    - B±d¼cie ostro¿ni. – Powiedzia³ Zoro, po czym znikn±³ w¶ród mg³y.
    ***

    - Ffy…, Uffy…, Luffy – Us³ysza³ gdzie¶ za sob± kapitan, a gdy siê obróci³, ujrza³ osobê któr± od dawna pragn±³ zobaczyæ. Przy ladzie siedzia³ sam kapitan Shanks, zajadaj±c siê jak±¶ potraw± przyrz±dzon± przez w³a¶cicielkê baru – Makino. Gdzie¶ z boku s³ysza³ o¿ywione i rozbawione g³osy pozosta³ych cz³onków za³ogi ‘Czerwono w³osego’. Sam za¶ sta³ nieruchomo nie mog±c uwierzyæ w to co widzi. Tak jakby wszystko co prze¿y³ by³o tylko zwyk³ym snem.
    - Shanks… - powiedzia³ luffy. – Nie mogê uwierzyæ! To naprawdê ty? Przepraszam ale jeszcze nie znalaz³em One Piece’a i nie zosta³em Królem Piratów. Poczekaj jeszcze trochê, a na pewno…
    - Zamknij siê! – krzykn±³ Shanks, po czym wyci±gn±³ rêkê w stronê Luffy’ego. – Oddaj mój kapelusz, Luffy.
    - Shanks, ale ja na pewno…
    - Przestañ, Luffy! Nie jeste¶ ¿adnym piratem! To nie jest zabawa! Wci±¿ jeste¶ jeszcze dzieckiem! A teraz… - Powiedzia³ ju¿ spokojniej. – oddaj mój kapelusz. Natychmiast!
    - Shanks… - Wyszepta³ Luffy.
    ***

    - Hej?! Gdzie jeste¶cie?! – Krzycza³a Nami, nie widz±c nic przez otaczaj±c± j± mg³ê. – Hej! S³yszycie mnie?! Ch³opaki?!
    - Nami – Dobieg³ j± sk±d¶ znajomy g³os.
    - Ch³opaki? Kto tutaj jest?
    Mg³a zrzed³a na tyle, ¿e ujrza³a wysok± kobiec± postaæ, z papierosem w ustach.
    - Bellemere-san? – spyta³a zaskoczona dziewczyna. – Niemo¿liwe, to naprawdê ty…?
    - Cicho b±d¼, Nami! – Krzyknê³a kobieta. – Co ty wyprawiasz?! Nie chcesz ju¿ byæ kartografem, wiêc zosta³a¶ piratem? Zapomnia³a¶ ju¿ o Arlongu i o tym co nam zrobi³? Chcesz byæ taka jak on?
    - Ale¿ to nie tak Bellemere-san… Luffy i reszta…
    - Nie chcê tego s³uchaæ. – Przerwa³a jej. – Pirat jest piratem. A ty nie jeste¶ wstanie byæ ani nim, ani kartografem. Jeste¶ tak sam bezu¿yteczna jak 8 lat temu…
    Nami ju¿ d³u¿ej nie by³a wstanie powstrzymywaæ ³ez. Przez zd³awione gard³o, zdo³a³a jeszcze wykrztusiæ: ‘Bellmere-san…?’
    ***

    W¶ród gêstej mg³y da³o siê us³yszeæ dzwonienie i stukanie, to Usopp sta³ na rozdygotanych nogach i wo³a³ j±kaj±c siê:
    - T-t-to ja, n-n-nieustraszony k-kapitan Uuuuusopp! W-w-wiêc je¶li siê b-boicie, t-to chod¼cie wszyscy d-d-do mnie, a was o-o-obroniê! Zoro? Sanji? Nami? L-Luffy? – Pyta³ ³ami±cym siê g³osem. – Jeste¶cie tu? H-h-h-hej! S³yszycie mnie?!
    Nikt nie odpowiada³ na jego wo³anie, ale za to ujrza³ jak±¶ ciemn± posturê. Skierowa³ siê do niej z l¿ejszym sercem, gdy¿ by³ przekonany i¿ to Nami.
    - Hej, Nami! Nie s³ysza³a¶ jak wo³a…? – Osoba do której kierowa³ te s³owa, zwróci³a ku niemu twarz, która nie nale¿a³a do nawigatorki. – Kaya? – Spyta³ ze wzruszeniem w g³osie, by po chwili spowa¿nieæ. – Co tu robisz? Gdzie Meri? Poczekaj tu chwilê, znajdê tylko Luffy’ego i resztê, to ciê za… - Ju¿ odwraca³ twarz maj±c nadziejê dojrzeæ kogo¶ z za³ogi, gdy nagle g³os dziewczyny go powstrzyma³.
    - Usopp! Jak mog³e¶?! Sta³e¶ taki sam Kurahodol!
    - Ale¿ ja nie… - próbowa³ siê broniæ.
    - Oczywi¶cie, ¿e jeste¶! – krzyknê³a Kaya z naciskiem. – W koñcu sta³e¶ siê osob± ze swoich k³amstw. Z tym wyj±tkiem, ¿e nadal jeste¶ tchórzem! I zawsze nim bêdziesz! Polegasz jedynie na innych! Nienawidzê ciê!
    ***
    - Nie mogê z nimi. Nawet na w³asnym statku potrafi± siê zgubiæ.
    Zoro nagle przykucn±³ i obróci³ siê, wyjmuj±c przy tym katanê z pochwy. Celowa³ w okolice ¿o³±dka, lecz osoba która za nim sta³a, mia³a w tym miejscu szyjê. Poczu³ siê tak, jak by mia³a ziemia siê pod nim zapa¶æ. Przecie¿ widzia³ jej martwe cia³o, mimo to nie mia³ w±tpliwo¶ci, ¿e stoi przed nim jego rywalka – Kuina.
    - Ale, ty przecie¿…
    - Zoro, jak mog³e¶? Nigdy nie by³e¶ w stanie pokonaæ nawet mnie, mimo ¿e jestem dziewczyn±. Czy to dlatego sta³e¶ siê morderc±? Do tego z moj± katan± u boku. I to wszystko z powodu tej g³upiej obietnicy? Jeste¶ potworem Zoro!
    Nie by³ wstanie siê w ¿aden sposób broniæ. Zaciska³ tylko coraz bardziej rêkê na katanie, która to niegdy¶ nale¿a³a do Kuiny, a któr± do dosta³ od jej ojca.
    ***

    - Naaami-swaaaaan! Gdzie jeste¶? Twój ksi±¿ê zaraz ciê znajdzie! – K±tem oka uda³o mu siê dostrzec jaki¶ ruch, po czym stoj±c na rêkach, odbi³ nog± cios skierowany w jego stronê. Jego przeciwnik równie¿ u¿ywa³ w walce, dolne partie cia³a. Sanji usiad³ na ziemi i zapali³ papierosa, nastêpnie podniós³ wzrok na postaæ stoj±c± przed nim.
    - Sk±d siê tu wzi±³e¶, Stary Pryku?
    - G³upi bachorze, nadal poszukujesz All Blue? - spyta³ Zeff z kpin± w g³osie.
    - Dokonam tego, co nie uda³o siê tobie starcze! – Mówi³ z przekonaniem w g³osie, kieruj±c przy tym palec na swojego by³ego szefa.
    - Jeste¶ idiot±! – krzykn±³ nagle Zeff. – I ty siê ¶miesz nazywaæ kucharzem?! Wci±¿ wierzysz w takie bajki? My¶la³em, ¿e zostaj±c piratem, zapomnisz o tych g³upotach! Ale jak widzê, twoja g³upota jest nieuleczalna. ¯a³ujê dnia w którym uratowa³em ci ¿ycie!
    Sanji wsta³ powoli, i z nadal spuszczon± g³ow±, otrzepa³ siê z niewidocznego kurzu na swoich spodniach, nastêpnie wyj±³ papierosa z ust wypuszczaj±c przy tym dym, by w nastêpnej chwili kopn±æ w pok³ad statku, robi±c przy tym dziurê.
    - Gówniany Stary Pryk! – Wypowiedzia³ te s³owa na pograniczu z³o¶ci i smutku.
    ***
    - Czekam Luffy. Oddaj mój kapelusz. – Powiedzia³ Shanks z wci±¿ wyci±gniêt±, w stronê Luffy’ego, d³oni±.
    - Nie! – Krzykn±³ ch³opiec. – Nie oddam go, póki nie wype³niê obietnicy! Udowodniê tobie, ¿e nadajê siê na pirata! Odnajdê One Piece’a i zostanê Królem Piratów! Wierzê w moj± za³ogê i w to, ¿e tylko z nimi tego dokonam! – Krzycza³ coraz ¿arliwiej.
    - Luffy… - Zacz±³ spokojnie pirat. – Je¶li nadal bêdziesz ich kapitanem, oni zgin±.
    - Jak… - Lecz Shanks mu przerwa³.
    - Patrz.
    Luffy spojrza³ w kierunku wskazanym przez ‘Czerwono w³osego’, a gdzie jeszcze niedawno s³ysza³ za³ogê Shanks’a. Teraz znajdowa³ siê tam plac egzekucyjny, na którym znajdowali siê skuci jego przyjaciele. Przed nimi za¶ stali marynarze, gotowi do oddania strza³u.
    - Nie! – krzykn±³ jak najg³o¶niej ch³opiec. Ju¿ mia³ biec w stronê swojej za³ogi, lecz rêka Shanks’a go przed powstrzyma³a. – Muszê ich uratowaæ.
    - Luffy, czy chcia³by¶ wiedzieæ, co oni teraz o tobie my¶l±? – Spyta³ ze spokojem pirat.
    - Co?
    - S³uchaj…
    S³omiany kapelusz ponownie spojrza³ w stronê swojej za³ogi kiedy tylko us³ysza³ g³os Zoro.
    - Uratowa³ mi ¿ycie tylko po to, abym teraz umiera³ za niego. Nigdy nie powinienem by³ do niego do³±czaæ.
    - Przecie¿ da³abym sobie radê. – Us³ysza³ smutny g³os Nami. – Spokojnie zebra³abym znów tak± kwotê. I tym razem, o wiele szybciej. Nie potrzebowa³am jego pomocy. Gdyby nie on po¿y³abym d³u¿ej.
    - Po co siê wtr±ca³?! – krzycza³ gniewnie Usopp. – Czy¿ nie da³bym sobie sam rady z Kurahadol’em?! Ja?! Wielki kapitan Usopp?! Dosta³ swój statek, to po co ci±gn±³ mnie jeszcze za sob±? Mój talent przywódczy marnuje siê przy nim! Zreszt±, on nawet nie jest cz³owiekiem! To potwór!
    Luffy ju¿ nie chcia³ tego s³uchaæ. Pragn±³ jedynie pobiec do swoich przyjació³ i ich uratowaæ. Z dala od tego miejsca bêd± mgli spokojnie porozmawiaæ, gdy¿ to nie by³ czas i miejsce na ¿ale. Lecz rêka Shanks’a wci±¿ go powstrzymywa³a, ka¿±c mu wys³uchiwaæ s³ów ostatniego cz³onka za³ogi.
    - Je wiêcej ni¿ ca³a za³oga razem wziêta. Do tego pozbawiony jakichkolwiek manier i zahamowañ. Gdyby nie Nami-swan, nigdy bym do niego nie do³±czy³. ¯a³ujê, ¿e ju¿ wiêcej nie zobaczê kochanej Baratie. – Narzeka³ Sanji.
    - To by³a wasza decyzja! – Krzycza³ oszo³omiony Luffy. – Chcieli¶cie zrealizowaæ swoje marzenia! Ja chcia³em wam w tym pomóc! Chcia³em waszej przyja¼ni! Ja pragn±³em aby¶my wspólnie prze¿ywali przygody!
    - ‘Ja chcê…’, ‘ja pragnê…’ – przedrze¼nia³a Nami. – My¶lisz tylko o sobie. Nigdy ciê nie obchodzili¶my.
    - To nie… - Zacz±³ Luffy, ale przerwa³ mu Usopp.

    - Czy to nie ty powiedzia³e¶, wtedy w Arlong Park, ¿e nie potrafisz walczyæ mieczami, nie umiesz gotowaæ, nie znasz siê na nawigacji, ¿e nie potrafisz nawet k³amaæ? I to w³a¶nie dlatego, potrzebujesz innych aby ci w tym pomogli?
    - A wasze marzenia?!
    - Król Piratów? One Piece? – pyta³ z kpin± Sanji. – To s± nierealne marzenia, które nie maj± szans siê zi¶ciæ. Ja ju¿ nie wierze w All Blue – stwierdzi³ kucharz kieruj±c ch³odne spojrzenie w kierunku kapitana, który nie trac±c nadziei, krzycza³ jeszcze do nich.
    - Nie porzucajcie swoich marzeñ! Nadal mog± siê spe³niæ!
    - ‘Kapitanie’ – zacz±³ spokojnie Zoro, skupiaj±c wzrok na Luffy’m. – Wyro¶li¶my z bujania w ob³okach, gdy¿ s± wa¿niejsze rzeczy. Piraci nie goni± za marzeniami i obietnicami, tylko za z³otem i si³±.
    - Ale… - Zacz±³ S³omiany, ale przerwa³ mu g³os jednego z marynarzy:
    - ‘£owca Piratów’ Roronoa Zoro, nawigator Nami, strzelec Usopp oraz kucharz Sanji; za przynale¿no¶æ do poszukiwanego ‘S³omianego’ Monkey D. Luffy’ego, zostali¶cie skazani na ¶mieræ przez rozstrzelanie. Gotowi, cel…
    - Nie! – krzycza³ Luffy, odpychaj±c rêkê Shanks’a i biegn±c w stronê przyjació³. – Gomu gomu no…
    - Pal!
    ***
    - Nie jestem bezu¿yteczna. – Zapewnia³a Nami z wiêksz± pewno¶ci± siebie, ni¿ chwilê wcze¶niej. – S± ludzie którzy wierz± w moje umiejêtno¶ci i którzy mi ufaj±. Dla nich i dla samej siebie, bêdê stara³a siê byæ coraz lepsza. Spe³niê swoje marzenie! Narysujê mapê ca³ego ¶wiata! – Zapewni³a z moc±, by p chwili spokojniej stwierdziæ. - Wiem, ¿e Luffy wydajê siê nie byæ powa¿na osob±, ale za to nie porzuca ludzi, którym sta³a siê krzywda. Wierzê, ¿e zostanie Królem Piratów. A ja mu w tym pomogê!
    - Ty? – Spyta³a z kpin± Bellemere. – To ciebie by³o trzeba ratowaæ przed Arlong’iem. Czy ty naprawdê s±dzisz, ¿e taki bachor ma szansê prze¿yæ na Grand Line, nie mówi±c ju¿ o tobie?
    - Wierzê! – Stwierdzi³a Nami, wk³adaj±c w to s³owo, ca³e swoje przekonanie. – Na pewno tego dokona.
    - Hmph!
    ***
    - Kaya… Nie mów tak. – Prosi³ Usopp. – To, ¿e zosta³em piratem, niczego nie zmienia. Nadal jestem tym samym Usopp’em którego zna³a¶.
    - Usopp którego zna³am, by³ k³amc±. ¯adne wypowiedziane przez niego s³owo, nie mo¿na by³o braæ na powa¿nie.
    Na te s³owa, ch³opiec spu¶ci³ g³owê i wbi³ wzrok w jaki¶ punkt na ziemi. Nie kaza³ jednak na siebie d³ugo czekaæ, kieruj±c swoje s³owa do stoj±cej przed nim Kayi.
    - Moje opowie¶ci… Wszystkie to wymy¶lone przeze mnie k³amstwa… Ale, po tym jak wrócê z Grand Line, opowiem ci moje prawdziwe, na pewno jeszcze bardziej niezwyk³e przygody! – Zacz±³ mówiæ z now± si³± w g³osie. – Nie tylko jako ich ¶wiadek, ale równie¿ jako ich uczestnik! Zobaczysz Kaya! Jeszcze bêdziesz ze mnie dumna!
    - Dumna? Z ciebie?! – spyta³a rozbawiona. – Bêd±c dowodzonym przez kogo¶ takiego jak S³omiany? Jest mi ciebie ¿al. Chcia³e¶ zostaæ kapitanem, a musisz s³uchaæ rozkazów kompletnego idioty.
    - Nie mów tak Kaya! Du¿o mu zawdziêczamy. Nie jest kim¶, kogo mo¿na lekcewa¿yæ. On jest w stanie spe³niæ swoje marzenia, a ja moje!
    - Hahahahahahahahahahahahahahahaha….
    ***
    - Nie wa¿ne ile czasu mi to zajmie… I czy po tym bêd± nazywaæ mnie: anio³em, diab³em czy potworem. Spe³niê obietnicê, któr± z³o¿yli¶my tak dawno temu. Nawet je¶li ty ju¿ w ni± nie wierzysz. – zapewnia³ Zoro. – Dokonam tego! Stanê siê najlepszym szermierzem na ¶wiecie! Ten który walczy u boku Króla Piratów!
    - Wci±¿ jeste¶ taki naiwny Zoro. – mówi³a uszczypliwie Kuina. – ¯adne z tych marzeñ nie mo¿e siê spe³niæ. Wci±¿ bêdziesz próbowa³, a za tob± bêdzie pod±¿a³o moje wspomnienie, niczym cieñ, który bêdzie ci przypomina³, ¿e by³ kto¶ zawsze lepszy od ciebie. Jak ty w ogóle mo¿esz ze mn± konkurowaæ? To jest nie mo¿liwe!
    - Wiesz, – przerwa³ jej Zoro – w Logue Town, spotka³em pewn± kobietê. Jej wygl±d, zachowanie, sposób my¶lenia… Wszystko, oprócz si³y, by³o takie podobne do ciebie…
    - Ale to nie ja i ty dobrze o tym wiesz. Pokonanie jej, nie oznacza zwyciêstwa nade mn±…
    - Hmph! Ja ju¿ tego nie pragnê. – Przy czym skierowa³ w jej stronê wzrok, w którym mo¿na by³o dojrzeæ ca³± determinacjê i zaciêcie, z jak± wierzy w swoje s³owa. – Próbujê spe³niæ tylko nasz± obietnicê: jedno z nas zostanie najlepszym szermierzem na ¶wiecie! Podró¿uj±c z Luffy’m, na pewno mi siê to uda!
    - Z kim¶ takim czeka ciê tylko ¶mieræ.
    - Je¶li siê tak stanie… To znaczy tylko tyle, ¿e nie by³em godny podró¿owania z nim.
    - Godny?! – Krzyknê³a z niedowierzaniem dziewczyna. – Podró¿owanie z kim¶ takim to hañba!
    ***
    - Nigdy nie prosi³em ciê o pomoc! Ty sam zdecydowa³e¶ siê wtedy za mn± skoczyæ! Nie jestem ci nic winien! – Gor±czkowo broni³ siê Sanji. – Sam mi powiedzia³e¶, ¿e to z powodu tego samego marzenia! Je¶li ty z niego zrezygnowa³e¶, to twoja sprawa Stary Pryku! Ja siê nie poddam! Po dotarciu na Grand Line, na pewno znajdê All Blue.
    - Nie zapominaj, ¿e ja tam by³em. – Przypomnia³ mu Zeff. – Nie ma tam takiego oceanu. My¶lisz, ¿e dasz sobie tam radê? ¯e jeste¶ lepszy ode mnie? Od ‘Czerwonej nogi’ Zeff’a?! Grand Line jest pe³ne takich ¿ó³todziobów jak ty. Czym ty siê od nich ró¿nisz? – Spyta³ by³y pirat.
    - Sam nie da³bym rady. Ale mam ze sob± przyjació³, którzy tak jak, pragn± czego¶ dokonaæ, co¶ zyskaæ i bêd± o to walczyæ, ryzykuj±c w³asnym ¿yciem. Piêkna pani nawigator, d³ugonosy k³amca i strzelec w jednej osobie, marimo szermierz oraz kapitan, o szatañskiej mocy. Z nimi nic nie jest niemo¿liwe.
    - Nawet je¶li kapitan ju¿ nie ¿yje? – na te s³owa Sanji siê zerwa³.
    - Co ty piep…?
    - Nie wierzysz? Sam siê przekonaj – Powiedzia³ Zeff, wskazuj±c na co¶ co znajdowa³o siê za Sanji’m. By³a to platforma egzekucyjna, podobna do tej w Logue Town. A na jej szczycie, w asy¶cie dwóch katów, siedzia³ po turecku Luffy, bez typowego dla siebie u¶mieszku, lecz z twarz± stê¿a³± ze strachu.
    - Ten idiota! Co on tam robi?
    - To jego egzekucja. Zginie zanim chocia¿ ujrzy Red Line.
    ***
    - Nie pozwalam ci tak skoñczyæ! – krzycza³a Nami, w stronê swojego kapitana. – Nie po tym jak dla ciebie opu¶ci³am swoj± wioskê! Zamordujê ciê, je¶li dasz siê tak po prostu zabiæ!
    - Zaufa³a¶ nie tej osobie co trzeba…
    ***
    - Luffy! – Wo³a³ Usopp. – Luffy! Co ty wyprawiasz?! Jak mog³e¶ daæ siê schwytaæ?!
    - Jego wola by³a zbyt s³aba. To jego koniec.
    ***
    - Jak to siê mog³o znowu staæ? – Pyta³ z niedowierzaniem Zoro. – Nie pozwolê ci tak po prostu umrzeæ. Nie po tym wszystkim.
    - Przyjrzyj siê. – Powiedzia³a Kuina. – Da³ siê schwytaæ bez walki. Nie warto ratowaæ kogo¶ takiego.
    Wtem odezwa³ siê sêdzia, który na balkonie znajduj±cym siê tu¿ za miejscem gdzie mia³a odbyæ siê egzekucja Luffy’ego.
    - Monkey D. Luffy, znany równie¿ jako ‘S³omiany Luffy’, za przestêpstwo piractwa, sprzeciwianie siê jednostkom odpowiedzialnym za sprawiedliwo¶æ, powo³anym przez ¦wiatowy Rz±d, tj.: kapitanowi ‘Topór’ Morganowi, majorowi Nezumi oraz majorowi Smoker’owi. Zostajesz skazany na ¶mieræ, poprzez publiczn± egzekucjê. Wykonaæ!
    ***
    Luffy d³ugo jeszcze patrzy³ w miejsce, gdzie jeszcze przed chwil± byli jego przyjaciele, nim spu¶ci³ g³owê, kieruj±c wzrok na swoje stopy. Shanks podszed³ do niego trochê bli¿ej mówi±c.
    - To koniec, Luffy. Nie mo¿esz byæ piratem w pojedynkê. A czy bêdziesz w stanie stworzyæ now± za³ogê, wiedz±c co sta³o siê z poprzedni±? – Spyta³ Czerwono w³osy, lecz nie doczeka³ siê odpowiedzi. – Powiedz co¶, S³omiany!
    Luffy uniós³ g³owê i odwróci³ siê w stronê Shanks’a, który cofn±³ siê, widz±c wyraz jego twarzy.
    - Mam co¶ powiedzieæ? – spyta³. – To s³uchaj. Nie wiem kim jeste¶, bo Shanks’em na pewno nie, ale je¶li my¶lisz, ¿e po pokazaniu mi tego wszystkiego, puszczê ciê wolno, to jeste¶ w ogromnym b³êdzie. GOMU GOMU NO… PISTOL
    ***
    - No i co teraz my¶lisz o swoim Królu Piratów? – spyta³a z ironicznym u¶mieszkiem Bellemere. – Wracaj do domu Nami.
    - Nie.
    - Co?
    - Nie! – krzyknê³a z ca³ej si³y. – Ty nie jeste¶ Bellemere! A to nie by³ Luffy!
    ***
    - Widzisz, Gówniana Imitacjo, on jest romantykiem. Na pewno powiedzia³by…
    ***
    - … co¶ g³upiego. – Stwierdzi³ Usopp. – To ju¿ taki typ. Nie potrafi tak po prostu usiedzieæ w miejscu.
    ***
    - Tak jak w Louge Town, nawet na w³asnej egzekucji, bêdzie szczerzyæ siê jak g³upi. – Powiedzia³ Zoro z szerokim u¶miechem na twarzy. – Taki ju¿ z niego irytuj±cy ‘captain’.
    ***
    Nami wyjê³a swój sk³adany kij, z którym ruszy³a na Bellemere.
    - HISSATSU KAYAKU BOSHI! – krzykn±³ Usopp, strzelaj±c ze swojej procy.
    - TATSU MAKI!
    - MOUTON SHOT! – krzykn±³ Sanji, trafiaj±c przy tym Usopp’a w pier¶ i odrzucaj±c na drug± stronê pok³adu, a który to, tylko o parê centymetrów, chybi³ w Nami uderzaj±c± Zoro w g³owê. Atak szermierza pos³a³ Luffy’ego wysoko w górê, w momencie gdy ten ju¿ rozci±ga³ swoj± rêkê do zadania ciosu Sanji’emu.
    - Co ty próbowa³e¶ zrobiæ mojej Nami-swan, d³ugonosy?! – pyta³ kucharz z w¶ciek³o¶ci± id±c w stronê Usopp’a i ³api±c go za ubranie, a do którego podesz³a jeszcze nawigatorka, uderzaj±c, ju¿ i tak ciê¿ko poszkodowanego strzelca w g³owê.
    - Usopp! Ty kretynie!
    - Umieram… - da³ tylko radê jêkn±æ. Lecz zaraz podszed³ do nich Zoro, masuj±c miejsce, w którym dosta³ kijem.
    - Nami, TY…!
    Za to gdzie¶ wysoko w górze, Luffy krzycza³ spadaj±c.
    - Zoro! Co ty…! – Przerwa³ nagle, gdy ujrza³ jak±¶ postaæ na bocianim gnie¼dzie. Za³oga nawet nie zareagowa³a, gdy ciê¿ko uderzy³ o pok³ad, nadal k³óc±c siê miêdzy sob±. – Hej. – Powiedzia³, lecz nikt go nie us³ysza³. – Hej! – krzykn±³ g³o¶niej, tak ¿e wszyscy siê w koñcu odwrócili w jego kierunku. – Kto to?
    Spojrzeli we wskazanym kierunku, sk±d zeskoczy³a ciemna postaæ, na balustradê górnej czê¶ci pok³adu. By³ to niski, ³ysiej±cy staruszek, z siwymi w±sami i brod±.
    - Ca³kiem nie¼le. –Stwierdzi³ intruz. – Niewielu udaje siê unikn±æ tego ataku.
    - Ech? Co¶ ty za jeden? – Spyta³ siê Sanji. – Czy¿by¶ by³ od tego ‘dymowego go¶cia’?
    - Masz na my¶li Smoker’a? Nie, nie jestem marynarzem.
    - To sprzed chwili. To ¿e widzia³em Kayê, to twoja sprawka? – By³o to bardziej stwierdzenie ni¿ pytanie.
    - Owszem. To by³a moc mojego Yume Yume no Mi. Wszystko co zobaczyli¶cie, wszystkie te osoby, odzwierciedla³y wasze najskrytsze obawy i w±tpliwo¶ci. To co chowacie g³êboko w waszych sercach.
    - A… ale dlaczego? – spyta³a Nami, bêd±ca coraz bardziej zdezorientowana.
    - To nic osobistego. Po prostu pragnê waszych g³ów. – Mówi±c to, wyj±³ zza pazuchy jaki¶ papier. – Monkey D. Luffy, 30,000,000 . Ale chyba nie zaszkodzi z³apaæ was wszystkich.
    Zanim ktokolwiek zd±¿y³ zareagowaæ, Zoro przepchn±³ siê do przodu z obna¿on± katan±, id±c w stronê w staruszka.
    - Zoro! – Krzykn±³ Luffy, chwytaj±c szermierza za ramiona i zagradzaj±c mu drogê.
    - ‘Captain’. Pu¶æ mnie, inaczej skoñczysz tak jak on. Zabijê go za to. – Mówi³ Zoro, a Luffy czu³ pod swoimi rêkoma, jak ramiona jego przyjaciela trzês± siê z w¶ciek³o¶ci. – Jak móg³ mi j± pokazaæ w taki sposób? Nie wybaczê, ¿e zszarga³ pamiêæ o niej.
    - Zoro. – Powiedzia³ ju¿ delikatniej Luffy, po czym z powa¿n± min±, odwróci³ siê w stronê staruszka. – Zostaw co¶ dla nas.
    Na te s³owa, wszyscy cz³onkowie za³ogi przyjêli pozycje gotowe do ataku.
    - Are, are, are… Czy¿bym przesadzi³? Chyba nie zaatakujecie biednego staruszka?
    - Chcesz siê przekonaæ? – Spyta³ w¶ciek³y Sanji.
    - Przykro mi, ale nie mam ju¿ dzisiaj czasu. Muszê ju¿ lecieæ!
    Wielki cieñ mign±³ im w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilk± sta³ ³owca nagród. Gdy spojrzeli w górê, ujrzeli wielkiego or³a, szybuj±cego tu¿ nad Merry, a na którego grzbiecie siedzia³ staruszek.
    - Dzisiaj ju¿ wam odpuszczê! – krzycza³ do nich z góry. – Na pewno siê jeszcze spotkamy! Do tego czasu niech wasza warto¶æ ro¶nie, moje g³ówki! Do zobaczenia na Grand Line, S³omiana za³ogo! – Zd±¿y³ krzykn±æ zanim znikn±³ im z oczu.
    Wszyscy jeszcze d³ugo wpatrywali siê w miejsce, gdzie jeszcze chwilê temu widzieli staruszka. Zaczêli zdawaæ sobie sprawê, jak niebezpiecznym miejscem mo¿e okazaæ siê s³ynne morze. Mimo to, kapitan nie da³ rozkazu odwrotu, tym bardziej, ¿e ju¿ przed sob± widzia³ Red Line.
    - Za³ogo! – krzykn±³ z ca³ej si³y jak± mia³ w p³ucach. – Ca³a naprzód! Na Grand Line!!
    - Aje, ‘captain’!!! – krzyknêli wszyscy zgodnie.

    Koniec.
    /Mam nadziejê, ¿e siê podoba³o./

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Tanit diary Design by SZABLONY.maniak.pl.