Tanit diary
wzmacniacz Alpine MRV-F305 i pasy czerwone zender
Zapiski oficera Armii Czerwonej
20.02.2010 - Zdejm kapelusz - Klub XIX
15.06.2007 - DIGITALIZET - ROENTGEN/Kraków
Nokia E 51 sprzedam
Dunkle Energie Nacht - 06.03.2009 - Remont Pub
Netbook, GPS na USB, Antec Notebook...
Mikstura z S.Gnolla + Gruczołu jadowego pająka
22.11.2008 - Harder, Better, Stronger - Music Bar
WYNAJMOWANIE NPC
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kuba791.keep.pl

  • Tanit diary

    Prolog
    Meg by³a potwornie znudzona. Od ponad tygodnia siedzia³a na tej cholernej ³ódce i rozgl±da³a siê za wielkim statkiem z pirack± flag± z Weso³ym Rogerem w s³omianym kapeluszu. ¯ywno¶æ powoli zaczyna³a siê koñczyæ, a woko³o rozpo¶ciera³ siê jedynie wielki, lazurowy ocean. Meg ju¿ straci³a nadziejê na to, ¿e kiedykolwiek znajdzie to, czego szuka.
    - Shanks – szepnê³a do siebie. – W co¶ ty mnie wpakowa³?
    Westchnê³a i zaczê³a bez entuzjazmu wios³owaæ, pogr±¿aj±c siê we w³asnych my¶lach.
    By³a m³od±, zaledwie 17-letni± dziewczyn±, ale by³a tak drobna, ¿e wygl±da³a na 13 lat. Na g³owie mia³a po dziewczyñsku zwi±zan± czerwon± chustkê, a spod niej wychodzi³y dwa ma³e, ciemnorude warkoczyki. Twarz mia³a ob³±, skórê jasn±, lecz zaró¿owion± lekko na policzkach. Ubrana by³a w bia³±, lnian± koszulê i d³ug±, czerwon± spódnicê.
    Moja za³oga jest ju¿ i tak bardzo du¿a. Nie mam dla ciebie miejsca, Meg… – przypomnia³a sobie dziewczyna niedawno wypowiedziane przez Shanksa s³owa, które zabola³y j± wtedy i bola³y teraz, choæ rozumia³a go bardzo dobrze. Shanks i tak by³ o wiele delikatniejszy, ni¿ co poniektórzy z jego za³ogi. Nie umia³a gotowaæ, by³a wiêc bezu¿yteczna, nie umia³a te¿ walczyæ, wiêc trzeba ja by³o ci±gle pilnowaæ. Jedyne co potrafi³a to graæ na flecie.
    Jednak by³a przecie¿ jego siostr±! Jej w³asny brat j± wykopa³ ze statku i pos³a³ w morze, aby znalaz³a S³omianego Kapelusza i siê do niego przy³±czy³a, bo „na pewno Luffy bêdzie mia³ dla niej miejsce”.
    - A co bêdzie jak trafiê na innych piratów, którzy bêd± chcieli mnie obrabowaæ? – zapyta³a na to Meg. Shanks u¶miechn±³ siê i poda³ jej flet.
    - Wtedy zagrasz nasz± melodiê i przybêdê ci na ratunek. Mo¿esz byæ pewna, ¿e us³yszê j± nawet w Nowym ¦wiecie…
    Nie wierzy³a mu, ale nie mia³a wyboru, gdy¿ natychmiast przyszed³ g³upi Yasopp, wzi±³ j± pod pachê i wsadzi³ na ³ódkê. I tak oto znalaz³a siê tutaj.
    - Hej ty! W ³ódce! – zawo³a³ kto¶ z oddali. – Usuñ siê!
    To zawo³anie wyrwa³o j± z rozmy¶lañ. Od razu zauwa¿y³a, ¿e kilka metrów dzieli³o j± od wielkiego, napakowanego ró¿nymi dziwnymi rzeczami statku. G³owa misia z promieniami s³onecznymi robi³a za ornament. Jednak widok czaszki w s³omianym kapeluszu na ¿aglach i fladze, sprawi³, ¿e opanowa³a j± nagle wielka rado¶æ. Znalaz³a ich. Po tygodniu tu³aczki znalaz³a S³omkowych.
    Stanê³a, zachwiawszy siê w ³ódce, wiêc zaraz znów usiad³a. Zaczê³a machaæ energicznie rêkami, aby bardziej zwróciæ na siebie uwagê piratów. W koñcu równie¿ zawo³a³a:
    - S³omiany Kapeluszu! S³omiany Kapeluszu! Pozwól mi byæ w twojej za³odze!
    - Zaczekaj! Podp³yniemy bli¿ej! – us³ysza³a czyj¶ wysoki, szczeniacki g³os.
    Niebawem tu¿ ko³o jej ma³ej ³ódeczki sta³ ten wielki statek, a z niego – ku zdumieniu Meg – wychynê³y dwie rêce, które robi³y siê coraz d³u¿sze i d³u¿sze, a¿ w koñcu z³apa³y j± w pasie i wci±gnê³y na statek.
    A na statku Meg zasta³a naprawdê dziwaczn± grupê, a niektórzy nawet przyprawiali j± o dreszcze, szczególnie wielkolud w hawajskiej koszuli i pirat z zielonymi w³osami i trzema mieczami. By³ te¿ facet, który przypomina³ Yasoppa, ale mia³ czarne w³osy, jakie¶ dwie sk±po ubrane babki, chibi-renifer, wysoki blondyn i jedyny pirat, którego twarz kojarzy³a od razu – S³omiany Kapelusz Luffy. Jejku, wygl±da³ tak samo g³upkowato jak na plakacie.
    - Co za urocza dziewczynka – rozczuli³ siê pierwszy Sanji. – Dlaczego to biedne stworzenie p³ywa³o samotnie po morzu w tak ma³ej ³ódeczce?
    - Erm… – zawaha³a siê Meg.
    W pierwszej chwili nie wiedzia³a, co powiedzieæ. Potem przypomnia³a sobie, ¿e ma przy sobie list od Shanksa. Wyjê³a wiadomo¶æ spomiêdzy stanika i poda³a j± dr¿±c± rêk± kapitanowi. Luffy obejrza³ kartkê ze wszystkich stron, po czym przyjrza³ siê ze skupieniem literom. Reszta jego za³ogi podesz³a i zaczê³a mu j± czytaæ przez ramiê.
    - „Lu-luffy…” – zacz±³ czytaæ powoli, ale zaraz Nami wyrwa³a mu z rêki kartkê i przeczyta³a na g³os:
    Luffy,
    Posy³am do ciebie moj± siostrê Meg. Proszê, zajmij siê moim Czerwonym Kapeluszem (tak j± pieszczotliwie nazywamy) odpowiednio, naucz j± walczyæ i dbaj, aby nie wda³a siê w ¿adne k³opoty.
    Pozdrowienia
    Shanks
    Luffy na d¼wiêk imienia brata Meg, wytrzeszczy³ oczy. Po chwili jego szyja wyd³u¿y³a siê i zacz±³ ogl±daæ Meg ze wszystkich stron. Meg czu³a siê nieswojo, kiedy tak siê jej przygl±da³. A nu¿ nie uwierzy listowi i ka¿e jej co¶ zrobiæ, aby udowodni³a swoj± to¿samo¶æ?
    Luffy’emu jednak co¶ chodzi³o po g³owie. Chyba Shanks co¶ wspomina³ o jakiej¶ siostrze, kiedy by³ w jego wiosce, jednak Luffy, choæ grzeba³ w najdalszych zakamarkach swojej pamiêci, nie potrafi³ sobie nic przypomnieæ. Mimo wszystko jej w³osy mia³y ten sam kolor, co w³osy Shanksa. I chyba nawet twarz mieli podobn±. A zreszt± – tyle lat nie widzia³ Shanksa, ¿e w sumie nie by³ pewien.
    W koñcu jego szyja siê skurczy³a i zacz±³ siê nad tym wszystkim gor±czkowo zastanawiaæ. Tymczasem jego za³oga zaczê³a przes³uchiwaæ tajemniczego go¶cia. Pierwszy zacz±³ Franky:
    - Sk±d mamy wiedzieæ, ¿e jeste¶ siostr± s³ynnego Czerwono-w³osego Shanksa? Mo¿e i masz rude w³osy, ale du¿o jest takich osób.
    - Mo¿esz byæ równie dobrze szpiegiem marines – doda³ Ussopp.
    Zaraz wtr±ci³ siê Chopper:
    - Nie wydaje siê wcale z³± osob±.
    - Ja nigdy… – zaczê³a niepewnie Meg, ale przerwa³a jej Nami:
    - I co w³a¶ciwie bêdziemy z tego mieæ, ¿e przyjmiemy ciê do za³ogi?
    - W³a¶ciwie to… nic – stwierdzi³a Meg.
    Nagle opu¶ci³a j± nadzieja. Tak jak jej brat, tak za³oga S³omianego Kapelusza j± wyrzuci, w dodatku kilka minut po tym jak Meg j± znalaz³a. Próbowa³a siê przy nich nie rozp³akaæ. Jeszcze by tego brakowa³o, ¿eby zobaczyli jaka jest s³aba.
    - Chopper ma racjê – odezwa³a siê nagle Robin.
    Podesz³a do Meg i zaczê³a j± g³askaæ po g³owie jak ma³e dziecko. Meg poczu³a siê g³upio, bo to ¶wiadczy³o, ¿e nie jest przez tê kobietê traktowana powa¿nie. Robin spojrza³a Meg w oczy, po czym siê u¶miechnê³a.
    - Mo¿e siê przydasz… Co umiesz, maleñka?
    Meg odchyli³a spódnicê i wyjê³a umieszczony w podwi±zce bambusowy flet. To zdradzi³o im wszystko. Luffy na ten widok nagle siê rozweseli³.
    - Fajnie! W koñcu bêdziemy mieæ muzyka!
    - Czy umiesz tylko graæ, ma³a? Nie umiesz czego¶ bardziej przydatnego? – dopytywa³a siê Nami.
    Meg nie odpowiedzia³a. Mia³a im powiedzieæ, ¿e jedyne co potrafi to gra na tym g³upim flecie? Jej milczenie jednak by³o dla nich do¶æ wymowne.
    - A wiêc chcesz siê do nas przy³±czyæ i nie umiesz nic poza tym? – zapyta³ Zoro. – W takim razie wypad ze statku.
    - Ty, niedorozwiniêty brutalu! – Sanji uderzy³ Zoro w ³eb. – Tak siê nie traktuje kobiet. To maleñstwo musi wróciæ do domu.
    - Ale Shanks mnie nie we¼mie z powrotem! – krzyknê³a Meg, po czym spu¶ci³a wzrok i doda³a smutno: – Jego za³oga mnie nie chce.
    Zapanowa³a niezrêczna cisza. Za³oga, pomin±wszy kapitana, utworzy³a okr±g i zaczê³a siê szeptem naradzaæ. Tymczasem Luffy przygl±da³ siê Meg przez chwilê, po czym siê u¶miechn±³ do niej i nie zwa¿aj±c na to, ¿e jego za³oga wci±¿ siê naradza, krzykn±³ dono¶nie:
    - Zagraj nam co¶, Meg!
    - O-oczywi¶cie – odpowiedzia³a niepewnie.
    Przy³o¿y³a flet do ust. Za³oga przerwa³a narady i zaczê³a siê jej przygl±daæ. Meg przez krótk± chwilê mia³a pustkê w g³owie. Nie wiedzia³a, co zagraæ, wiêc chwyci³a siê pierwszej melodii, która jej siê nasunê³a. Ich – Meg i Shanksa – melodii. Czerwony Kapelusz zaczê³a wygrywaæ jej melancholijne, spokojne tony, które w o wiele pó¼niejszych porach usypia³y jak ko³ysanka. Bo to by³a pierwotnie ko³ysanka.
    Kiedy tylko Luffy us³ysza³ tê muzykê, stanê³o przed nim wspomnienie Shanksa nuc±cego tê sam± melodiê. Od razu S³omiany Kapelusz przypomnia³ sobie zdarzenie sprzed lat. By³o to jeszcze za czasów, kiedy Shanks przebywa³ w jego wiosce i przesiadywa³ ca³e dnie w barze jego matki. Nasta³a bardzo pó¼na pora i mama kaza³a mu ju¿ i¶æ spaæ.
    - Ale ja chcê jeszcze pos³uchaæ o przygodach Shanksa! – marudzi³ ma³y Luffy.
    - Ju¿ zbyt d³ugo siedzia³e¶. Id¼ spaæ, m³ody cz³owieku!
    - Mo¿e ja co¶ na to poradzê – wtr±ci³ siê Shanks. – Spróbujê go u¶piæ, je¶li nie ma pani nic przeciw.
    - Oczywi¶cie, ¿e nie, Shanks – powiedzia³a.
    Zaprowadzi³a ich do pokoju Luffy’ego. Ch³opak siê po³o¿y³ do ³ó¿ka, a Shanks usiad³ obok. Zacz±³ nuciæ tê sam± melodiê, któr± wygrywa³a na flecie Meg. Luffy robi³ siê coraz bardziej senny, mimo to broni³ siê przed t± senno¶ci±. Nie wygra³ z ni± jednak. Powieki by³y zbyt ciê¿kie, poduszka zbyt miêkka, a nagle u¶wiadomione zmêczenie coraz silniejsze. Po chwili ju¿ spa³, jednak zd±¿y³ przed zapadniêciem w sen us³yszeæ skrzypniêcie drzwi i krótki dialog miêdzy jego matk± a Shanksem.
    - Wielkie dziêki, Shanks.
    - Drobiazg. Ta ko³ysanka zawsze usypia³a mnie i moj± siostrê….
    Drzwi siê zamknê³y, a Luffy zasn±³.
    Teraz, na swoim statku, Luffy rozpromieni³ siê i przerwa³ grê Meg g³o¶nym krzykiem:
    - Ty jeste¶ jego siostr±! W takim razie musisz do nas do³±czyæ!
    - Och, dziêkujê – podekscytowana Meg rozpromieni³a siê.

    Rozdzia³ 1
    Shanks siedzia³ w kajucie kapitañskiej i przegl±da³ z pozoru zwyczajn± stertê papierów. Ka¿dy cz³onek jego za³ogi wiedzia³ jednak, ¿e te papiery to nic innego jak listy goñcze. Ma³o tego – listy goñcze za jednego, tego samego cz³owieka, zbierane pieczo³owicie przez Czerwono-w³osego od momentu, w którym na pewnej wyspie przyniesiono mu pierwszy z nich. Wszystkie zawiera³y bowiem twarz jego starego przyjaciela – Mankey D. Luffy’ego, obecnie znanego jako S³omiany Kapelusz Luffy. Na ka¿dym li¶cie tak samo beztroski i weso³y, jakby u¶miecha³ siê do normalnego zdjêcia robionego przez bliskich.
    Shanks wci±¿ pamiêta³ jego s³owa przed opuszczeniem za³ogi Shanksa jego wioski: Zbiorê w³asn± za³ogê, która pokona twoj±, i odnajdê najwiêkszy skarb ¶wiata! Zostanê Królem Piratów, choæby nie wiem co! S±dz±c po tych wszystkich wysokich nagrodach za jego g³owê, Luffy powoli d±¿y³ do spe³nienia tych s³ów. Po ostatnich dokonaniach swojego m³odego przyjaciela, Czerwono-w³osy nie potrafi³ przestaæ my¶leæ o tym, ¿e ten dzieciak, którego kilka lat temu uratowa³ przed wê¿em morskim, zniszczy³ Ennies Loby. Shanks by³ jednak pewien, ¿e staæ go na wiêcej, ¿e Luffy jeszcze nie osi±gn±³ szczytu swoich mo¿liwo¶ci.
    Nagle drzwi siê otworzy³y i stan±³ w nich nowy cz³onek za³ogi Shanksa – krêpy mê¿czyzna z burz± srebrnych, kêdzierzawych w³osów. Nazywali go Lou Mewa, a jego nag³e wtargniêcie do kajuty kapitana znaczy³o jedno – wa¿ne wiadomo¶ci, dlatego Shanks podniós³ siê w oczekiwaniu na nie. Otó¿ Lou hodowa³ mewy i zna³ ich jêzyk. Poza tym, dziêki dziwnej diecie, na której je trzyma³, by³y w stanie przelecieæ spore odleg³o¶ci bez najmniejszego zmêczenia. Lou wykorzystywa³ swoje zdolno¶ci do wysy³ania podopiecznych na zwiady.
    Zaraz po wys³aniu Meg w podró¿, Shanks kaza³ Lou pos³aæ jedn± z mew, aby j± strzeg³a i w razie wpadniêcia Meg w tarapaty albo odnalezienia przez Czerwony Kapelusz za³ogi Luffy’ego, mewa mia³a wróciæ i o tym powiadomiæ Lou, a Lou mia³ przekazaæ wie¶æ kapitanowi. Shanks oczekiwa³ ze zniecierpliwieniem na jakie¶ wiadomo¶ci o Meg. Ten tydzieñ by³ bardzo nerwowy i chocia¿ Shanks tego nie okazywa³ swojej za³odze, oni i tak wiedzieli, ¿e ich kapitan niezbyt dobrze znosi roz³±kê z siostr± i siê o ni± martwi. Zw³aszcza po pewnym incydencie, zacz±³ mieæ z³e przeczucia…
    - Czy masz wie¶ci o…? A zreszt± sam wiesz o czym – machn±³ rêk±.
    - Tak, kapitanie. Meldujê, ¿e Czerwony Kapelusz piêæ godzin temu znalaz³ siê na statku S³omianego Kapelusza – o¶wiadczy³ Lou.
    Shanks jednak nie by³ w pe³ni usatysfakcjonowany t± wiadomo¶ci±.
    - A jak j± przyjêli? – spyta³ po chwili milczenia.
    - Moja droga Liza nie powiedzia³a, ale zaraz j± zapytam. Niech pan poczeka, kapitanie.
    Wyszed³.
    Shanks opad³ na krzes³o i westchn±³. Spojrza³ mimowolnie na listy goñcze wys³ane za Luffy’m. Shanks pamiêta³ go jako ma³ego, zuchwa³ego ch³opca, ale jakim by³ teraz? Okrutnym zabijak±? Idealistycznym rewolucjonist±? Chciwym, morskim rabusiem? Co w³a¶ciwie z niego wyros³o?
    Piêæ godzin temu Meg osiad³a na jego statku. Nagle Shanks zamar³. Jakie¶ piêæ godzin temu obudzi³ go z mi³ej drzemki cichy, jakby dobiegaj±cy z bardzo daleka, odg³os fletu. Wiêcej – ten odg³os to by³a TA melodia. Shanks dobrze wiedzia³, ¿e tylko on j± s³yszy, a to mog³o oznaczaæ tylko jedno – Meg mia³a k³opoty. A skoro osiad³a wcze¶niej na statku Luffy’ego, to mog³o znaczyæ dwie rzeczy: a) tymi k³opotami by³ Luffy; albo b) Luffy j± z tych k³opotów wydoby³.
    Po raz enty w ci±gu tego tygodnia Shanks zacz±³ ¿a³owaæ, ¿e pos³a³ siostrê sam± na pe³ne morze. Chocia¿ jego statek zosta³ niedawno wyposa¿ony przez jego mechanika w super dopalacze, dziêki którym mogli bardzo szybko pokonaæ spore odleg³o¶ci, i tak nie by³ pewien, czy by³by w stanie pomóc Meg.
    Wróci³ Lou. Wygl±da³ na lekko zdenerwowanego.
    - Kapitanie powsta³ pewien problem…
    Shanks wytrzeszczy³ oczy i podniós³ siê gwa³townie z krzes³a miejsca.
    - Jaki?! – prawie krzykn±³.
    - Liza nie zd±¿y³a sprawdziæ.
    - Jak to „nie zd±¿y³a”?! – wrzasn±³ ze zdziwienia Shanks.
    - Chyba ¼le przekaza³em jej instrukcje, kapitanie – t³umaczy³ siê Lou. – Powiedzia³em jej, ¿e ma ¶ledziæ Czerwonego Kapelusza a¿ do momentu staniêcia przez ni± na pok³adzie statku S³omianego Kapelusza. Zapomnia³em powiedzieæ Lizie, ¿e musi te¿ sprawdziæ co siê stanie potem.
    Czeka³ ze zniecierpliwieniem, a¿ Shanks co¶ powie i spodziewa³ siê jakiej¶ nagany, ale jego kapitan tylko spu¶ci³ wzrok i milcza³ przez chwilê. W koñcu westchn±³, spojrzawszy w sufit, i zapyta³:
    - Czy chocia¿ wie co siê dzia³o z Meg zanim tam trafi³a?
    - Raczej nic. W przeciwnym razie na pewno Liza by do nas przyby³a wcze¶niej i powiedzia³a, ¿e co¶ siê sta³o.
    Na te s³owa Shanks u¶miechn±³ siê smutno.
    - Tak prawda. Jednak nie jestem taki m±dry, jak my¶la³em.
    Szybkim truchtem wyszed³ z kajuty, poci±gaj±c za ko³nierz Lou, i podszed³ do Beckmana, który sta³ w³a¶nie przy sterze. Nie by³o w ogóle wiatru, ale Beckman i tak sta³ na stra¿y steru, jakby kto¶ niepo¿±dany chcia³ go przej±æ. Bosman i kapitan wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
    - Pos³uchaj, Benn – zacz±³ Shanks. – Lou porozumie siê z Liz± i powie ci którêdy masz p³yn±æ. Wyruszysz z ca³± moc±. Musimy jak najszybciej dostaæ siê w tamto miejsce, a mo¿e nawet dalej, dlatego musimy wyruszyæ jak najszybciej.
    - Rozumiem, kapitanie, ale to, czego pan szuka mo¿e ju¿ byæ poza naszym zasiêgiem.
    - Je¶li znaki nadal bêd± siê pojawiaæ, dotrzemy tam – odpar³ Shanks i pos³a³ mu smutne spojrzenie. – Ale nic innego nie przychodzi mi do g³owy, Benn.

    Meg le¿a³a w hamaku, w swojej nowej kajucie i rozmy¶la³a. W rogu sta³ ma³y stolik z krzes³em, a ¶ciany kajuty by³y jasno¿ó³te. Za okr±g³ym oknem rozpo¶ciera³ siê widok na pe³ne, puste morze.
    W sumie ci S³omkowi nie byli tacy ¼li. Przeprosili j± ³adnie za swoje podejrzenia, zaprosili do sto³u (ten ca³y Sanji doskonale gotuje), a potem poprosili j±, aby im jeszcze co¶ zagra³a. W sumie strasznie siê zmêczy³a, bo kiedy tylko skoñczy³a jeden utwór, prosili j± o nastêpny, a¿ w koñcu kategorycznie odmówi³a zagrania kolejnego, bo by³a ju¿ zmêczona, a oni siê zgodzili.
    Chocia¿ by³a zmêczona, nie mog³a zasn±æ. Zbyt by³a przejêta tym, ¿e S³omiany Kapelusz przyj±³ j± do za³ogi. Ale to by³o dosyæ dziwne, ¿e przy jedzeniu ani pó¼niej nie pyta³ j± o nic zwi±zanego z Shanksem. Podobno siê znali.
    Ca³kowitym przeciwieñstwem by³ w tej kwestii Ussopp. Ci±gle wypytywa³ przy obiedzie o Yasoppa, który podobno by³ jego ojcem. Meg, która uwa¿a³a Yasoppa za wkurzaj±cego gadu³ê, co rusz demonstruj±cego swoje strzeleckie zdolno¶ci (mo¿na by³o og³uchn±æ od tych strza³ów rozlegaj±cych siê po statku przez ca³y bo¿y dzieñ!) i do tego jeszcze traktuj±cego ja jak ma³ego dzieciaka, odpowiedzia³a jednym zdaniem:
    - Ja i on nie za bardzo za sob± przepadamy, wiêc lepiej nie pytaj mnie jaki jest.
    Usopp pyta³ jeszcze kilka razy, ale Meg na ró¿ne sposoby – prosz±c o dok³adkê jedzenia, mówi±c Usoppowi, ¿e powie mu wszystko jutro lub po prostu ignoruj±c go – omija³a zgrabnie ten temat.
    Nagle kto¶ zapuka³ do jej kajuty. Zdziwiona Meg wsta³a z hamaka i otworzy³a drzwi. Sta³ przed ni± Luffy. Wygl±da³ na bardzo zdecydowanego na co¶, a zarazem podekscytowanego z jakiego¶ powodu. Meg u¶miechnê³a siê. Dobrze wiedzia³a po co przyszed³.
    - Witam, kapitanie – powiedzia³a i wpu¶ci³a go do ¶rodka.
    Luffy usiad³ na krze¶le, podpar³szy rêce na kolanach i u¶miechn±³ siê szeroko. Meg za¶ roz³o¿y³a siê wygodnie w hamaku i ko³ysz±c siê lekko w prawo i w lewo, przygl±da³a siê S³omianemu Kapeluszowi, którego twarz ³agodnie zmieni³a siê z rozpromienionej w powa¿n±. W koñcu przeszed³ do sedna sprawy:
    - Jak tam u Shanksa? Jak on siê miewa?
    - Ca³kiem dobrze – odpowiedzia³a Meg. – Brak ramienia mu nie przeszkadza, nawet dobrze sobie radzi bez niego.
    Meg nagle posmutnia³a. Przypomnia³a sobie jak pierwszy raz zobaczy³a ten kikut po lewej rêce brata i jak siê wtedy przestraszy³a. Shanks traktowa³ to zaskakuj±co lekko, ale i tak Meg siê wtedy rozp³aka³a.
    - Mogê o co¶ spytaæ? – przerwa³ jej zadumê Luffy.
    - Przecie¿ po to tu przyszed³e¶ – odpar³a z u¶miechem Meg.
    - Jak to siê sta³o, ¿e nie spotka³em cie wraz z Shanksem dziesiêæ lat temu?
    - Wtedy by³am gdzieindziej – wyja¶ni³a Meg. Na jej twarzy pojawi³ siê smutek. – Jestem jego siostr± przyrodni±. Owocem zwi±zku naszej matki i jej drugiego mê¿a. Przez parê lat, gdzie¶ tak do ósmego roku ¿ycia, mieszka³am z nimi i Shanks tylko czasami do nas zagl±da³. Potem nasz± okolicê opanowa³a zaraza, która ich oboje zabra³a. Jak tylko Shanks siê o tym dowiedzia³, honorowo wzi±³ mnie na swój statek, bo nie mia³ siê kto mn± zaj±æ.
    - Dlaczego? – zapyta³ Luffy.
    - Mieszka³am na ma³ej wyspie i do tego nasz dom by³ do¶æ daleko oddalonej od najbli¿szej osady, wiêc nie utrzymywali¶my z nikim zbyt bliskich stosunków. Moja matka te¿ by³a piratk± i chcia³a siê odgrodziæ od ¶wiata.
    - Oh… – wyrzuci³ z siebie Luffy, po czym u¶miechn±³ siê g³upkowato. – Musia³o byæ fajnie na statku Shanksa. Te wszystkie przygody i w ogóle…
    - Jego za³oga… no mo¿e nie ca³a… – sprostowa³a Meg. – nie za bardzo mnie polubi³a. Widzisz, nie jestem dla nich u¿yteczna i nie za bardzo potrafiê siê broniæ.
    Luffy nawet nie zauwa¿y³, ¿e kiedy to mówi³a, jej splecione na brzuchu rêce dr¿a³y. Chwilê potem siê opanowa³a i ci±gnê³a dalej:
    - Kto¶ taki jak ja, nie jest potrzebny za³odze piratów. Zwykle jak dosz³o do jakiego¶ aborda¿u, chowa³am siê w kajucie Shanksa i czeka³am spokojnie do koñca… Naprawdê ¿a³ujê, ¿e nie umiem nic innego, oprócz gry na tym g³upim flecie. Muzyk na statku jest w³a¶ciwie zbêdny. Nie jak kucharz, bosman czy nawigator.
    - Nieprawda – wtr±ci³ z szerokim u¶miechem Luffy. Meg spojrza³a na niego ze zdziwieniem. Luffy kontynuowa³: – Piraci musz± muzykowaæ. Muzyka podnosi na duchu i zagrzewa do walki. Poza tym pomiêdzy jedn± przygod± a drug± jest potwornie nudno! Przez nie wiem jak d³ugi czas szuka³em muzyka na mój statek, a dzisiaj go w koñcu znalaz³em.
    - Dziêki, kapitanie – odpar³a Meg z u¶miechem wdziêczno¶ci.
    - Mów mi Luffy. Nikt na tym statku nie nazywa mnie kapitanem, ale i tak wiem, ¿e nim jestem – o¶wiadczy³, znów siê u¶miechaj±c, po czym zmieni³ temat: – A tak przy okazji: Shanks kiedy¶ o mnie wspomina³?
    - Kiedy raz zawita³ w domu bez swojego kapelusza i lewego ramienia, opowiedzia³ nam o tobie. A kilka miesiêcy temu zatrzymali¶my siê na pewnej bezludnej wyspie i odpoczywali¶my. Nagle wychyli³ siê z g±szczy niejaki Howk Eye i pokaza³ Shanksowi twój list goñczy. Od tamtego czasu zbiera je za ka¿dym razem, kiedy wyznacz± za ciebie now± nagrodê.
    - Naprawdê?
    Meg przytaknê³a.
    - To super! – wykrzykn±³ Luffy.

    Rozdzia³ 2
    By³ wczesny ranek, ale Meg ju¿ od kilku minut nie spa³a. I s±dz±c z odg³osów jakie dochodzi³y z kuchni, obudzi³ siê równie¿ Sanji. Jednak Meg nie ¶pieszy³a siê powiedzieæ mu: „Dzieñ dobry”. Jeszcze na statku Shanksa uwielbia³a wczesnym rankiem wychodziæ na pok³ad, kiedy ca³a za³oga spa³a. Mog³a wtedy w spokoju æwiczyæ grê na flecie.
    Delikatna bryza musnê³a jej skórê. Meg wziê³a g³êboki oddech i rozpoczê³a æwiczenia. Zaczê³a graæ weso³±, skoczn± melodiê „Morskich opowie¶ci”. Przy tym nie potrafi³a siê opanowaæ – jej nogi same zaczê³y kr±¿yæ w rytm szant. Uniesienie sprawi³o, ¿e zamknê³a oczy i zaczê³a graæ coraz g³o¶niej.
    Nagle us³ysza³a g³os Zoro:
    - „Kiedy rum zaszumi w g³owie,/Ca³y ¶wiat nabiera tre¶ci/Wtedy cz³owiek chêtnie s³ucha/Morskich opowie¶ci”.
    Meg ze zdziwienia przerwa³a grê. Rozejrza³a siê dooko³a. Wszyscy S³omkowi okr±¿yli j± z zaciekawieniem.
    - No dalej, Meg – odezwa³ siê kapitan. – Graj dalej, to sobie po¶piewamy.
    - Dobrze, Luffy – odpar³a z u¶miechem i zaczê³a graæ dalej.
    A tymczasem jej nowi kamraci zaczêli po kolei ¶piewaæ fragmenty „Morskich opowie¶ci. Po Zoro, podj±³ w±tek Sanji:
    - „P³ywa³ raz marynarz, który/¯ywi³ siê wy³±cznie pieprzem./Sypa³ pieprz to konfitury/I do zupy mlecznej.”
    - „Hej, tam kolejkê dalej – za¶piewa³ g³o¶no Luffy. – Hej tam kielichy wznie¶cie/ To zrobi doskonale morskim opowie¶ciom.”
    - „Hej, tam kolejkê dalej/ Hej tam kielichy wznie¶cie/ To zrobi doskonale/morskim opowie¶ciom!” – za¶piewa³ nierówno chór S³omkowych.
    - „£ajba to jest morski statek – zafa³szowa³a Nami. – Sztorm to wiatr co dmucha z gestem,/Cierpi kraj na niedostatek/Morskich opowie¶ci!”
    - „Kto chce to niechaj wierzy – ci±gn±³ dalej Usopp. – Kto chce to niech nie wierzy,/Nam na tym nie zale¿y/Wiêc wypijmy jeszcze!”
    - „Nam na tym nie zale¿y/Wiêc wypijmy jeszcze!” – powtórzy³ Chopper.
    - „Hej, tam kolejkê dalej/ Hej tam kielichy wznie¶cie/ To zrobi doskonale/morskim opowie¶ciom!” – znów za¶piewali wszyscy razem i to dwa razy.
    Wtedy nadszed³ czas, aby Meg zagra³a sama, bez ¶piewów. Znów zamknê³a oczy i zatañczy³a, nie przerywaj±c gry. W chwili, kiedy tak gra³a i tañczy³a na statku S³omianego Kapelusza, poczu³a siê nagle szczê¶liwa. Choæ u Shanksa te¿ gra³a, a jego za³oga równie¿ ¶piewa³a z lubo¶ci±, tym razem mia³a pewno¶æ, ¿e nikt nie my¶li o niej jak o kim¶ bezu¿ytecznym.
    - „Hej, tam kolejkê dalej/ Hej tam kielichy wznie¶cie/ To zrobi doskonale/morskim opowie¶ciom!” – za¶piewali ostatni raz S³omkowi i Meg skoñczy³a.
    Rozleg³y siê gromkie brawa. Meg by³a jednocze¶nie szczê¶liwa i za¿enowana. Mi³o by³o jej s³uchaæ tych oklasków, ale chcia³a, aby siê wreszcie skoñczy³y, bo chcia³a dokoñczyæ æwiczenia. Potem co¶ sobie u¶wiadomi³a i zak³opota³a siê jeszcze bardziej.
    - Przepraszam, chyba robili¶cie wszyscy co¶ wa¿nego, a ja was od tego oderwa³am.
    - To nie by³y ¿adne wa¿ne rzeczy – machn±³ rêk± Franky.
    - Mog³abym zostaæ sama? – zapyta³a Meg, po czym wyja¶ni³a: – Chcia³abym poæwiczyæ.
    - Rozumie siê – odpar³ Sanji.
    Wszyscy rozeszli siê do swoich zajêæ. Meg wróci³a do swojej kajuty i tam kontynuowa³a grê, ale tym razem cicho.

    By³o popo³udnie. W kuchni Sanji kroi³ jakie¶ warzywa, nuc±c jeszcze pod nosem „Morskie opowie¶ci”. Wtem drzwi do kuchni zaskrzypia³y, ale kuk nie zwróci³ na to najmniejszej uwagi. Po odg³osach wydawanych przez czyje¶ kroki, domy¶li³ siê, kto wszed³. Ostatecznie by³ w tej za³odze tak d³ugo, ¿e potrafi³ odgadn±æ od razu, kto wchodzi i zak³óca jego pracê.
    - Czego chcesz, Chopper? – zapyta³ spokojnie, nawet nie odwracaj±c siê do renifera.
    - Ja… Em… No, w³a¶nie… – Chopper by³ widocznie zawstydzony tym, z czym przyszed³.
    - Pomy¶l, co chcesz powiedzieæ, i mów szybko, bo nie mamy ca³ego dnia – powiedzia³ Sanji i wsypa³ posiekane warzywa do jakiego¶ gara obok.
    - Ja… ja przyszed³em prosiæ ciê o radê, Sanji – wyrzuci³ z siebie renifer.
    - Hm… radê? – zaciekawi³ siê kuk, ale nadal nie przerywa³ swojego zajêcia. – Wal ¶mia³o. Ale ostrzegam: swoich najlepszych przepisów nikomu nie zdradzam, nawet przyjacio³om.
    - Nie chodzi mi o gotowanie, tylko o tê drug± rzecz – wyja¶ni³ Chopper.
    - Kopaæ ciê nie nauczê, bo potrzebne do tego lata treningów. Poza tym umiesz siê broniæ.
    - Nie to mia³em na my¶li, g³upku! – zdenerwowa³ siê w koñcu Chopper.
    Sanji na ostatnie s³owo wstrzyma³ nó¿, którym kroi³ jakie¶ miêso. Nastêpnie od³o¿y³ ostrze i odwróci³ siê do renifera, który zrozumia³, ¿e trochê za bardzo siê uniós³ i teraz mo¿e tego po¿a³owaæ.
    - Uwa¿aj, co mówisz, szopie. Jeste¶ w mojej kuchni – o¶wiadczy³ Sanji, rzucaj±c Chopperowi ch³odne spojrzenie, po czym z³agodnia³ na twarzy i spyta³: – To w koñcu po co tu przychodzisz, ma³y?
    - Mo¿esz mi powiedzieæ jak siê bajeruje dziewczyny? – wyrzuci³ z siebie jednym tchem Chopper.
    Sanji by³ w pierwszej chwili zaskoczony, ale zaraz wszystko zrozumia³. Za¶mia³ siê pod nosem i powróci³ do gotowania.
    - A wiêc Meg-chan ci siê spodoba³a – stwierdzi³ – i chcesz siê dowiedzieæ jak j± zdobyæ. Dlatego przyszed³e¶ w³a¶nie do mnie, czy tak?
    - Pomó¿ mi, Sanji, proszê – powiedzia³ Chopper. – Poka¿ mi jak byæ tak cool jak ty.
    - Przede wszystkim, nie tylko ja tu jestem cool. Ty te¿.
    Na te s³owa Chopper siê zawstydzi³.
    - Ty g³upku, tylko tak mówisz. Mówienie, ¿e jestem cool, nie sprawi, ¿e bêdê szczê¶liwy.
    Tym razem Sanji wybaczy³ Chopperowi nazwanie go g³upkiem. U¶miechn±³ siê pod nosem, po czym powiedzia³:
    - Aby zdobyæ kobietê, trzeba byæ po prostu mi³ym i pokazaæ siê z jak najlepszej strony. Dokoñczê robiæ obiad i ci wszystko dok³adnie wy³uszczê.
    - Dziêki, Sanji.

    Meg by³a na pok³adzie i w kó³ko gra³a na flecie TÊ melodiê. Chcia³a j± graæ, bo bardzo jej w tym momencie brakowa³o Shanksa. Jego drwi±cego ¶miechu, kiedy trzeba by³o byæ powa¿nym; jego tekstów typu: „Nie, ch³opaki, nie bijcie siê o tak g³upi± rzecz, bo jeszcze zdemolujecie mi statek”; jego spokoju i pogody ducha przez ca³y niemal¿e czas. Poza tym mo¿e i znaczna czê¶æ jego za³ogi mia³a j± za bezu¿yteczn± dziewczynê, ale paru by³o ca³kiem mi³ych. Taki Backman na przyk³ad – ma³omówny, ale jak ju¿ drwiny za³ogi na temat Czerwonego Kapelusza zaczyna³y przekraczaæ wszelkie granice, jak nie hukn±³ na nich!
    Chopper wyszed³ na zewn±trz, trzymaj±c w rêce jaki¶ kwiatek, który zerwa³ z ogródka Nami. Poza tym, ¿e Sanji osobi¶cie udzieli³ reniferowi lekcji, Chopper jeszcze przy obiedzie obserwowa³ uwa¿nie kuka, jak siê przymila³ do wszystkich pañ (by³ trochê zazdrosny, kiedy Sanji zbli¿y³ siê do Meg, ale zacisn±³ po kryjomu kopyta i obserwowa³ dalej).
    Teraz Chopper sta³ ty³em do Meg. Wyprostowa³ siê jeszcze, aby dodaæ sobie godno¶ci, i ruszy³ w stronê dziewczyny, która mu siê podoba³a. Mimo, ¿e bardzo chcia³ wygl±daæ na pewnego siebie, jego nogi siê trzês³y. W koñcu stan±³ przed Meg, na co ze zdziwienia przerwa³a grê na flecie. Chopper wyci±gn±³ w jej stronê kwiatek, u¶miechaj±c siê nerwowo, po czym powiedzia³:
    - W-witaj, c-cudowna istoto! – powiedzia³, a w³a¶ciwie wyrzuci³ szybko i g³o¶no. Próbowa³ przy tym choæ trochê wygl±daæ i brzmieæ jak Sanji.
    - O cze¶æ, Chopper – powiedzia³a, a w jej oczach widaæ by³o lekkie zak³opotanie. Mimo to renifer kontynuowa³:
    - Gwiazdo zaranna! Jedyny promyku szczê¶cia na tej ³ajbie…
    - Zaczekaj, Chopper – przerwa³a mu Meg, k³ad±c palec na jego ustach, aby pokazaæ mu, ¿e ma milczeæ.
    To jednak sprawi³o, ¿e siê nagle zarumieni³, odskoczy³ i dotkn±³ ze strachem miejsca, gdzie niedawno spoczywa³ palec Meg. Zapanowa³a cisza, oboje nie wiedzieli, co powiedzieæ w tej krêpuj±cej sytuacji. Chopper popatrzy³ na flecistkê – przygl±da³a mu siê ze zmieszaniem. W mgnieniu oka, wycofa³ siê do swojego gabinetu.
    Trudno okre¶liæ, co czu³a, kiedy siê dowiedzia³a, ¿e ten ma³y, uroczy zwierzaczek j± lubi w ten sposób. Prawdê mówi±c, nie spodziewa³a siê, ¿e kto¶ MO¯E j± lubiæ w taki sposób.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rozszczep.opx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Tanit diary Design by SZABLONY.maniak.pl.